piątek, 27 września 2013

Najdziwniejsze przedmioty na usosie # 1

Na trzecim roku poniewczasie dowiedziałam się, że wybieramy trzy przedmioty dodatkowe zamiast - jak zwykle - dwóch. Tym samym nigdzie nie było już miejsc i wylądowałam na obowiązkowym wykładzie o jakże wdzięcznej nazwie międzynarodowy handel morski. Nie wspominam tego zbyt dobrze, zapamiętałam jedynie, że zależnie od przyjętego porządku prawnego za moment dostawy uważa się albo moment opuszczenia trapu, albo umieszczenia towaru na lądzie. Tak, są ludzie, którzy zajmują się takimi rzeczami.
Innym razem jako przedmiot do wyboru mogłam wybrać filozofię zła, niestety zabrakło miejsc. Przeglądając usos można jednak stwierdzić, że nasza kochana uczelnia oferuje nam jeszcze ciekawsze możliwości. Weźmy np. taki wydział biologii...

(jeżeli nie możesz się doczytać, kliknij, aby powiększyć)
WAT

Zajęcia nie dla ludzi z arachnofobią:

Ale spokojnie, zawsze można wybrać coś mniej hardkorowego:

No i wreszcie coś, co dotyczy nas wszystkich:

Kosmetyki:

Nie wiem o co chodi i nie chcę wiedzieć:

Najpierw życie w stresie, teraz wypadki i katastrofy...

Szok i niedowierzanie:

czwartek, 26 września 2013

Suchar na dziś + Mads Mikkelsen x 3

Czasami mam taką wenę i tworzę sobie suchary w profesjonalnych programach graficznych. Dzisiaj coś dla fanów Hannibala:


Chyba każdy wielbiciel Milczenia owiec przyjął z niepokojem info o nowej wersji serialowej. No bo jak to, jak sensownie zagrać Hannibala po Hopkinsie? Toż to legenda. Na szczęście Mads Mikkelsen udowodnił, że można. Mało tego - stworzył całkiem nową jakość tej postaci. Czekamy więc z niecierpliwością na kolejny sezon, co prawda Will mnie wkurza, ale przecierpię to dla Madsa i dla jeleni :)

"To niezwykłe, zabić zwierzę, a potem śmiać się z niego, nadziewając nim jego własne jelita."

Powyższy cytat pochodzi z filmu Zieloni rzeźnicy .Mads znowu szerzy kanibalizm, tym razem w czarnej komedii produkcji norweskiej. Wystąpił tutaj w roli rzeźnika, który wraz ze znajomym porzucił pracę, by założyć własny sklep mięsny. Interes idzie cienko, dopóki nie dochodzi do wypadku i w chłodni zostaje przez przypadek zatrzaśnięty elektryk. Następnego dnia furorę wśród mieszkańców robią pyszne, firmowe fileciki z kurczaka...

Specjalnie zrobiłam screen z moją ulubioną sceną:

jednorożec

Dodajmy, że nasz główny bohater jest postacią neurotyczną, dziwaczną i borykającą się z problemem nadmiernej potliwości. A jego wspólnik ma brata w śpiączce i poważny dylemat, czy odłączyć go od aparatury podtrzymującej funkcje życiowe. Dobry temat na komedię? No jasne. Kto oglądał Ellinga czy Nietykalnych ten wie, że można podejść z dystansem i poczuciem humoru do bardzo poważnych tematów. Bez spiny, ale również z klasą. I wolę to, niż cukierkowe albo gówniane (zależnie od targetu) amerykańskie komedie.

Kolejna propozycja to równie nietypowy komediodramat Jabłka Adama.

i tyle by starczyło za podsumowanie

Główny bohater, neonazista, po wyjściu z więzienia, trafia do ośrodka resocjalizacyjnego prowadzonego przez tryskającego entuzjazmem pastora. Tak, Mads jest pastorem. Nie widzi problemu kompletnie w niczym. Dostrzega wyłącznie pozytywy. Nadstawia drugi policzek. Proponuje neonazistom i innym gangusom wspólne pieczenie szarlotki, cierpliwie każdego dnia zdejmuje ze ściany portret Hitlera i podrzuca do poczytania Biblię. Jak to możliwe, by być takim wcieleniem dobroci? To się okaże.
Film do pośmiania się przez łzy, dający do myślenia, bez taniego sentymentalizmu.

Na koniec oczywiście Pusher Wszystkie części. Dość stare (jestem dzieckiem lat 90., jak dla mnie klimat w sam raz), dość brutalne, bardzo realistyczne i bardzo europejskie gangsterskie kino.

łysy, wydziarany Mads, czego chcieć więcej? :D

Na początek anegdota. Znajomy ma ojca - emerytowanego gliniarza - takiego typowego wąsatego Pana Janusza, który lubi grill, golonkę, wódę i filmy sensacyjne. Otóż na filmach typu Rambo czy inna Szklana pułapka, gdy zewsząd rozlegały się strzały, wybuchały fury, sypało się szkło i lała krew, Pan Janusz niejednokrotnie ocierał łzę z oczu i mówił: "Piękny film... Piękny!" Koniec anegdotki.
Otóż Pusher właśnie nie jest pięknym filmem.
Ostrzegam tych, którzy lubią się odmóżdżyć przy filmie sensacyjnym. W Pusherze nie ma efektownych wybuchów, pościgów czy strzelanin, zapierających dech w piersiach efektów specjalnych, nie ma nawet cycków. Nie oznacza to, że nie ma akcji, bo jest, i to bardzo wciągająca, tylko wszystko pozostaje do bólu realistyczne, a handlowanie dragami wcale nie jest fajne. Mamy brzydkie wnętrza, brzydkie prostytutki, niewyidealizowaną i nieefektowną przemoc, na domiar złego nawet Kopenhaga jest brzydka.
Zdecydowanie na plus - prawdziwe dylematy moralne, prawdziwe emocje, zero zbędnego pierdolenia. Złodzieje są nieuczciwe i koniec, cokolwiek by wam nie próbowali wmówić jacyś dziwni ludzie, nie ma uczciwych złodziei, może były w dwudziestoleciu międzywojennym.

Ponoć Mads ma zostać Euronem Wronie Oko w kolejnym sezonie Gry o Tron, mam co do tego mieszane uczucia, no ale zobaczymy.

środa, 25 września 2013

Charlotte Roche - "Wilgotne miejsca"

Szczerze? Nie wiem, co myśleć o tej książce.
W zeszłym roku wywołała (niby) niemały skandal jako dzieło obrzydliwe, łamiące tabu itp. I tak, i nie. Z jednej strony faktycznie nie spotkałam się w literaturze z dosłownymi opisami dłubania w nosie, usuwania pryszczy, wrośniętych włosów czy lewatywy (że o gorszych rzeczach nie wspomnę), z drugiej - czy maksymalnie uwznioślone oddawanie moczu u Marqueza czy Nabokova jest już ok?
Bohaterką jest szczera do bólu i do bólu obleśna nastolatka, której hobby to seks, hodowla awokado i rozsiewanie zarazków. Trafia do szpitala z uszkodzeniem odbytu (ała), przechodzi operację, a w trakcie rekonwalescencji flirtuje z pielęgniarzem (chociaż to złe słowo, bo flirt zakłada jakąś subtelność) i kombinuje, co zrobić, by jej rodzice się zeszli. Oczywiście warto iść tym tropem. Chłód emocjonalny, obsesja na punkcie higieny ze strony matki itp. doprowadziły do tego, że córka się puszcza i nie zmienia majtek. A ekshibicjonizm to próba zwrócenia na siebie uwagi. I wiecie co? Kupuję to. Skoro na traumę można zareagować jedzeniem tynku ze ścian i wyrywaniem włosów, to czemu nie tak? W końcu coś ciekawego, a nie ciągle anoreksja i narkotyki.
Druga sprawa, na którą warto zwrócić uwagę, to fakt, że bohaterka stoi w opozycji do wylizanego, higienicznego modelu kobiecości, który dominuje w naszej kulturze od... Nie wiem w sumie, od bardzo dawna, tyle że przeszedł z poziomu białych krochmalonych halek i skromnie spiętych warkoczy do super mega blokerów zapewniających coraz lepszą ochronę (nie ogarniam tego w sumie, chyba i tak się myjemy regularnie, więc po co ochrona na 48 godzin?) oraz wyrywania każdego nikłego włoska rosnącego poza głową. Pewnie krytyka feministyczna już przewałkowała ten temat, więc nic mądrego nie napiszę, ale pogląd, że dziewczyny nie robią kupy naprawdę powinien odejść do lamusa.
Tak btw to byłam kupę lat temu na warsztatach poetyckich, gdzie Stary Pan Poeta zacytował nam swój utwór o tym, że ty nie jesteś jednak z pyłu gwiezdnego, tylko z takiej samej gliny jak ja itp. Po czym podsumował, że napisał to w wieku osiemnastu lat, gdy zorientował się, że kobiety też się pocą i śmierdzą :) Fajne to było, ale zbyt subtelne, by trafiło do szerszego grona. W przeciwieństwie do Charlotte Roche.

Jedno jest pewne - mam ochotę walnąć tą książką w ryj każdą wydelikaconą niunię, która ostentacyjnie pieje z obrzydzenia nad surowym mięsem/połykaniem spermy/korzystaniem z publicznych toalet (niepotrzebne skreślić). Znałam taką, która komentowała wszystkim jedzenie - o fuuuj, jakie tłuste, omg chrząstki jakieś, ja to bym tak nie mogła - dopóki nie przyłapano jej z ogromną kiełbasą z grilla do połowy umieszczoną w otworze gębowym. To tylko przykład. Osobiście wyznaję pogląd, że grzyby w majtkach, glony w nosie i paprotniki pod pachami hodują właśnie osoby, którym nie przejdzie przez gardło słowo penis/pochwa - bo do lekarza przecież też się wstydzą pójść i powiedzieć. A grzybica bierze się przecież z niemycia, omg, jaki wstyd.

No dobra, trochę popłynęłam z tematem. Jeżeli jesteście wrażliwi na barwne opisy, nie czytajcie "Wilgotnych miejsc" przy jedzeniu. I to w sumie tyle. Przeczytać warto chociażby dla wyrobienia sobie poglądu (zawsze tak mówię, a przy Greyu odpadłam po pierwszej stronie i nie mam zamiaru wyrabiać sobie całościowej opinii). Aha, i mały coming out - tak jak bohaterka lubię wrośnięte włosy. Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem.

piątek, 20 września 2013

Siedemnaste piwo - czas na ogórka

Mój ulubiony dyskont spożywczy Lopo Karmet wydał właśnie gazetkę promocyjną poświęconą piwom. Jakie hasło reklamowe przyświeca tak zacnej promocji? Coś związanego z relaksem, odpoczynkiem?
Błąd. 24 PIWA NA DOBĘ :D Chciałam zamieścić link, ale okazuje się, że w celu oglądania trzeba mieć konto na stronie Lopo, żeby potwierdzić pełnoletniość. Genialne rozwiązanie.
Tenże poradnik dla patoli zawiera 24 różne zadania do zrealizowania po kolejnych piwach (!), które to możemy nabyć w Lopo w przynajmniej 24 rodzajach, od preferowanej przez żuli i studentów Tatry, poprzez masówkę typu Warka, po bardziej wysublimowane Perły czy Fortuny.

Osobiście po drugim zaczynam chodzić sikać co pół godziny, a po czwartym mam już grubo, zobaczmy jednak, co proponuje nam Lopo przy okazji kolejnej imprezy. Opiszę co ciekawsze propozycje.


Przy 1. piwie wyzwanie to opowiedzenie piwnego kawału - ok, rozumiem. Pamiętam taki suchar o facecie, który miał wadę wymowy i ciągle mówił "kawa", ale nie będę robić siary i dam sobie spokój.

Przy 4. piwie należy zadzwonić do żony, że jest się bezpiecznym u kolegi i żeby się nie denerwowała. A co jak ktoś nie ma żony, ja się pytam?

Przy 5. wznosimy toast za polską reprezentację, która tym razem przegrała z Wyspami Owczymi. Żarty z polskich piłkarzy zawsze na propsie, heheszki. A tak na serio to mnie to już nie bawi, nabijanie się z polskiej reprezentacji to poziom Strasburgera.

Przy 7. piwie, cyt.: "Udowodnij, że nie jesteś pijany. Proponujemy, byś stanął na jednej nodze i wykonał Kukułkę... a może jaskółkę? :)"
Pisownia oryginalna. Po siedmiu piwach to ja mogę wykonać sawasanę. Efekt gwarantowany.

Później mamy propozycję zaśpiewania ulubionej piosenki, karaoke itp. Przy 11. piwie zaczynają się wg Lopo opowieści o zwierzakach domowych. Dziwne, u mnie na imprezie na tym etapie zaczyna się np. rozmowa o pochodzeniu posągów z Rapa Nui. Na szczęście przy 12. piwie mamy propozycję rozmowy o zjawiskach paranormalnych, UFO, kręgi w zbożu itp.

Przy 13. piwie cyt.: "Czas na przekąskę! Przygotowanie popcornu może już nie wystarczyć... Może jakaś kanapka - z chipsami? :)" Tak jest, jedzmy jak Angole. To takie męskie, heheszki. Mam wizję oderwanych od rzeczywistości marketingowców Lopo, którzy wymyślają te pierdoły i myślą, że to zabawne.

Dalej mamy propozycje siłowania się na rękę i grania na konsoli, tymczasem oferta alkoholu i chipsów przechodzi niepostrzeżenie w mielonki tyrolskie, pasztety, fix cygański kociołek itp. Popijałam co prawda wódkę zalewą od brzoskwiń, ale na pasztet mazowiecki raczej się nie skuszę.

Piwo nr 17. "Na zagrychę - ogórek! Po kilku wypitych piwkach zawsze przychodzi czas i ochota na przegryzienie ogórka!" Ja tak nie mam. Może wy tak macie. Chwila... Mam tak, ale z serem.

Piwa nr 18-21 upływają pod hasłem wspomnień. Pierwsza miłość, lata szkolne, co by było gdyby itp. W praktyce wygląda to tak, że wszyscy siedzą, słuchają Toma Waitsa, płaczą i bełkoczą o tym, że mogli być kim chcieli. A są tylko facetami od reklamy w Lopo i robią reklamy pod target Grażyn i Zdzichów.

No i cytat z samego końca. Oferta worków na śmieci, papieru toaletowego, płynów do czyszczenia dywanów (?), gorących kubków. "Przy 23. piwie: sklep. Widzisz zbliżający się koniec twojego zapasu?! Nie panikuj, mamy 5 rano, za godzinę otwierają już Lopo Karmet! Przy 24. piwie - wypiliście już ostatnie piwko, odrobina snu... i wycieczka po kolejne 24 piwa!"
Co do pogrubionego - życie jak na woodstocku, na dłuższą metę nie polecam nikomu. W sumie to naprawdę ciekawe, jaki oni mają target. Gazetka dla żuli czy o co chodzi.


A tu ciekawa oferta producenta płyt meblowych:


P.S. Normalnie nie piszę żadnych skarg, ale tym razem mnie poniosło. Kanar w autobusie śmierdział jak żul, a do tego darł mordę i przeklinał :P Napisałam maila do mzk, zobaczymy, czy w ogóle się ustosunkują.

wtorek, 17 września 2013

Rok 1969, prognozy rozwoju osiągnięć medycyny

Znalazłam coś takiego...
Rok 1969, w czasopiśmie medycznym Deutsches Arzteblatt ukazały się prognozy rozwoju osiągnięć medycyny, poczynione przez prof. E.H. Graula z Uniwersytetu w Marburgu oraz cybernetyka dr Herberta W. Franke.

Prognoza na rok 1985:
1. Opanowanie transplantacji narządów ludzkich i zwierzęcych, eliminacja reakcji odrzucania przeszczepów. (w 1969 podejmowano pierwsze próby przeszczepiania nerek i wątroby)
2. Rutynowe stosowanie sztucznie wytworzonych narządów lub też systemów biologicznych (protezy narządów z tworzyw sztucznych i części elektronicznych).
3. Postępy w dziedzinie gerontologii i geriatrii, przeciętna długość życia wynosi 85 lat.
4. Udane próby manipulacji procesu starzenia się organizmu, uwarunkowane wiekiem zmiany psychiczne i fizyczne zostają spowolnione.
5. Pierwsze pozytywne wyniki w próbach stworzenia pierwszych form życia.
6. Bioelektronika wywiera istotny wpływ na medycynę (elektroniczne protezy, radar dla niewidomych)

Jakby nie patrzał, co nieco się sprawdziło, ale mimo wszystko badacze wykazywali się przesadnym optymizmem. Jedźmy dalej.
Prognoza na rok 2000:
1. Hibernowanie ludzi na przeciąg godzin i dni.
2. Ustalanie płci dziecka przed narodzinami. (brawo, Sherlocku)
3. Możliwość transplantacji dowolnego narządu. (mózg, wtf)
4. Korekta defektów dziedzicznych.
5. Rutynowe manipulacje materiałem genetycznym zwierząt i roślin.
6. Wytworzenie sztucznych form prymitywnego życia.
7. Powszechne biochemiczne uodpornienie na choroby.
8. Powszechne zastosowanie rozwiązań typu cyborg - sztuczne narządy.
9. Manipulowanie istotami żywymi poprzez elektryczną stymulację mózgu.
10. Zastosowanie narkotyków do stabilizowania stanów psychicznych człowieka.

Tu z kolei widzimy, że możliwości to jedno, natomiast wątpliwości etyczne - drugie.

Postapokalipsa x 3

Postapokalipsa to coś, co kocham. Nie zaliczam się co prawda (jeszcze) do ludzi, którzy w przerwach od grania w Fallouta biegają po bunkrach i robią sobie zdjęcia w maskach gazowych, planuję za to wycieczkę do Czarnobyla. Subiektywny wybór książek o tematyce postapokaliptycznej zaczynamy więc oczywiście od słynnego Metra 2033. Poniżej piękna wizja z gry komputerowej:


Sama koncepcja umieszczenia niedobitków wojny nuklearnej w tunelach metra działa na wyobraźnię. Klimat jest. Osobiście najbardziej dobijała mnie nie tyle atmosfera nieustannego zagrożenia, co siermiężność i ogólny paździerz dominujący w otoczeniu. Brud, smród, grzyb, rdza, ciemność i nieświeże powietrze. Blade, niedożywione dzieciary. Życie na wiecznej prowizorce, w tłoku i niewygodzie. Dziwne rzeczy czające się w opuszczonych tunelach. A to wszystko niepokojąco plastyczne, realistyczne, łatwe do wyobrażenia.
Fabuła prosta i stara jak świat, młody chłopak wyrusza w drogę, w której stopniowo poznaje świat, dojrzewa, spotyka różnych ludzi itp. Droga co prawda krótka, nie jest to drugi Frodo Baggins czy ten małolat u Silverberga, ale zawierająca zdumiewający przegląd potencjalnych społeczności w postapokaliptycznym świecie. Całkiem prawdopodobnych dodajmy, w końcu powszechnie wiadomo, że w czasie kryzysu zyskują zwolenników ruchy skrajne, czy to polityczne, czy religijne.
Bohater bywa niestety wkurzający, a raczej wkurzająco nijaki. Taki chłopek roztropek z naiwnym spojrzeniem na świat. Stalkera na moje z niego nie będzie, chyba że się wyrobi. Niby bardzo młody, ale heloł, chyba w tak ekstremalnych warunkach wypadałoby dojrzeć nieco szybciej. Nie poleciałabym na niego w każdym razie, a lubię jak bohater jest sexy. Za to Hunter... Zdecydowanie brałabym, jest prawie taki fajny jak Harry Hole :D
Dobra, starczy. Jestem pustakiem :(

Polecam również muzykę pasującą tematycznie, dość specyficzną, nie znalazłam jak dotąd innego zespołu, który tworzyłby coś podobnego. Cały album Nuclear Winter zdecydowanie wart jest przesłuchania :)
Seria ma oczywiście dalsze części, ja póki co sięgnęłam po te autorstwa Glukhowsky'ego, reszta czeka na swoją kolej i nie wiem, kiedy się doczeka, bo mam tonę książek do przeczytania.


Zatopione miasta autorstwa Gościa o Nazwisku Nie Do Zapamiętania to mroczna, pesymistyczna wizja przyszłości w świecie wyniszczonym przez podnoszący się poziom oceanów, nasuwający refleksję nad kruchością naszej cywilizacji bla bla bla bla. Gdzieś daleko istnieją cywilizowane miasta, ale akcja toczy się na pożeranych przez dżunglę obszarach opanowanych przez walczące ze sobą o wpływy bojówki. Korozja, gnicie, nieletni żołnierze, narkotyki i mnóstwo bezsensownej przemocy. Maczety rdzewieją i ciężko obcina się głowy.
Główna bohaterka jest pozbawioną prawej ręki nastolatką chińskiego pochodzenia, zgłębiającą pod okiem opiekuna tajniki medycyny, co w prymitywnych warunkach oczywiście też nie wygląda najlepiej. Nieco wbrew logice ratuje rannego superżołnierza - poddaną genetycznym modyfikacjom, nieludzko silną i odporną, pozbawioną uczuć hybrydę człowieka i zwierzęcia. Wspólnie próbują opuścić zatopione miasta.
Książka wciąga od pierwszych stron. Od pierwszych stron siedzimy w dusznej, gorącej dżungli, a wokół czają się partyzanci. Chylę czoła przed wyobraźnią i stylem autora.

typowy przykład gównianej okładki :P

Znów Rosjanie, tym razem klasyka klasyki, czyli Strugaccy. Cóż poradzę, że są mistrzami.
Znamienne, że Piknik na skraju drogi jest... kameralny. Nie ma jakiegoś epickiego polotu godnego ekranizacji o niebotycznym budżecie. Nie ma efekciarstwa, co pozwala wczuć się w sytuację bohaterów. Pierwsi w literaturze stalkerzy nie są herosami, tylko zwykłymi ludźmi, mającymi żony i dzieci zdeformowane niszczącym działaniem zony. Dużo jest w książce codzienności, dużo gadania, brakuje typowych dla science fiction opisów rozwiązań technologicznych. Na tym niepozornym tle wydarzenia mające miejsce w zonie nabierają tym bardziej niesamowitego wymiaru.
Niepokojące i dające do myślenia, dużo filozoficznych pytań, pozycja obowiązkowa dla fanów postapokaliptycznych klimatów.

P.S. Wstyd się przyznać, ale aktualnie czytam Daenikena. Nie żebym była zwolenniczką spiskowych teorii dziejów, ale wszelkiego rodzaju historie o kosmitach odwiedzających Ziemię, zaawansowanych technologicznie starożytnych cywilizacjach itp. stanowią niesamowitą pożywkę dla wyobraźni. Po prostu dobrze mi się to czyta :P

P.S. 2. A tutaj macie ciekawy przykład, jak można nazwać swoje postacie w grze:

środa, 11 września 2013

Rok 4438 - LSD party na półkuli rosyjskiej

Uwielbiam stare science-fiction. Ale takie konkretnie stare. Po pierwsze za niepohamowany optymizm typu "co prawda mamy gospodarkę opartą na taniej sile roboczej i nie ogarniamy nawet plagi stonki ziemniaczanej, ale nauka, panie, nauka, mamy silnik parowy, lecim na Marsa"! Po drugie za pomysły idące w dziwnym z naszego punktu widzenia kierunku, typu lecim na Marsa, a nasze panie siedzą w domu niczym wierna Penelopa, a razem z nami leci mózg elektronowy zajmujący dwie szafy i zasilany przez dziesięciu Murzynów na rowerach.
Rekord świata pobił chyba niejaki książę Włodzimierz Odojewski, o którym wikipedia litościwie nie wspomina, a który w 1835 roku wydał Rok 4438 - Listy Petersburskie (moim zdaniem troszeczkę się zapędził z tą datą). Opowiadanie zostało wydane w Polsce w zbiorze Straszna wróżba. Co ciekawe, notka biograficzna wspomina, że autor należał do dekabrystów, jak również wydawał liczne satyry na życie wyższych sfer. Spoko, pośmiejemy się razem.


Na wstępie autor oznajmia, że cytowane listy otrzymał od godnej zaufania osoby zajmującej się mesmeryzmem, że przyszłe pokolenia nie będą wiedzieć o nas nic, ze względu na fakt, że papier ma ograniczoną trwałość, natomiast już w niedalekiej przyszłości zostanie wynalezione elastyczne szkło. Fuck logic.

Nasz bohater, Chińczyk udający się do Pekinu na studia, wyrusza w drogę Tunelem Himalajskim, następnie zaś przesiada się z elektrowozu na galwanostat, bardzo ubolewając nad faktem, że Chińczycy nie latają jeszcze takimi maszynami, a dotychczasowe próby pochłonęły wiele ludzkich istnień. Fuck BHP, postęp, postęp!
Już w kolejnym akapicie dowiadujemy się, że Moskwa i Petersburg połączyły się w jedno miasto, które jest aktualnie stolicą półkuli rosyjskiej.
Tak, dobrze przeczytaliście. Półkuli rosyjskiej.

życie

Na dalszych stronach mamy dłuuugi opis rosyjskiej zajebistości. Dachy budynków są kryształowe, a na nich kryształami wypisane imiona właścicieli, więc nie trzeba lądować, by znaleźć dom przyjaciela. Pośrodku wznoszą się ruiny starożytnego Kremla. Rosjanie poruszają się aero galwanostatami prowadzonymi przez umyślnych profesorów, przy czym mają tak silne organizmy, że w przeciwieństwie do innych nacji w ogóle nie ulegają chorobie wysokościowej. Z równika szklanymi rurami tłoczy się gorące powietrze na całą półkulę, tak więc Rosjanie pokonali również swój surowy klimat, niestety Chińczycy są za biedni, by przystać na rosyjską propozycję ochłodzenia ulic Pekinu.

Co by z nami było - zastanawia się bohater - gdyby na 500 lat przed nami nie narodził się nasz wielki Chung Gin, nie zastąpił naszego fetyszyzmu prawdziwą wiarą, nie wprowadził nas do rodziny oświeconych narodów? Upodobnilibyśmy się do tych zdziczałych Amerykanów, którzy z braku innej komercji sprzedają swoje miasta na publicznych licytacjach, a potem napadają nas i grabią, wskutek czego jako jedyni na całym świecie musimy utrzymywać wojsko. (...) Wszystko dziś jest u nas w guście rosyjskim: i stroje, i obyczaje, i literatura. Brakuje nam tylko rosyjskiego sprytu.
Oglądając gabinet osobliwości, bohater ma okazję podziwiać ogród pełen zwierząt ogrzewany ciepłym powietrzem, tak że kilka kroków oddziela klimat upalny od umiarkowanego. Szczególnie zdumiewa go ogromny koń, ponieważ jak dowodzą starożytne pomniki, ludzie nigdyś dosiadali owych monstrów, a przecież do złudzenia przypomina formą owe koniki, jakie damy hodują wraz z pieskami kanapowymi.


Kolejne wybitne pomysły naszego księcia:
1. Dwa miesiące w roku przeznaczone są w Rosji wyłącznie na odpoczynek, zawiesza się sprawy publiczne, zamyka wszystko, każdy oddaje się wyłącznie swoim sprawom wewnętrznym. Plus oczywiście nauką.
2. Gospodarze mający rozliczne znajomości wydają co tydzień domową gazetę, która jest powielana za pomocą camera obscura i kolportowana przez majordomusów :D W tej gazecie zamieszcza się zazwyczaj wiadomości o zdrowiu lub chorobie gospodarzy i inne nowiny domowe, następnie różne sentencje i uwagi, opisy drobnych wynalazków oraz zaproszenia; w wypadku zaproszenia na obiad podaje się również le menu. Ponadto dla porozumiewania się ze znajomymi w nieprzewidzianych wypadkach przewidziane są telegrafy magnetyczne.
3. Damy noszą suknie z elastycznego kryształu, w które wtopione są robaczki, rośliny itp., a na głowach elektryczne aparaciki, z których sypią się iskry. Lady Gaga może się schować.

Impreza wśród wyższych sfer odbywa się w ogrodzie, ogrzewanym cudownej roboty elektrycznym aparatem w kształcie słońca. Wszyscy są super, bardzo serdeczni, grają na hydroforach, ale zły muzyk wie, że nie należy zamęczać słuchaczy, damy piękne, na drzewach rośnie GMO (ananasy krzyżowane z brzoskwiniami, wiśnie z figami itp.). Ponadto wszyscy polewają sobie specjalne mieszaniny gazów powodujące ożywienie i wesołość, polecane przez medyków. Tylko prości robotnicy przyzwyczajeni są do takiego prostackiego napitku, jakim jest wino. Popularnymi grami towarzyskimi jest magnetyzm zwierzęcy i somnambulizm. Ludzie flirtują, wyznają sobie miłość, a potem nic pamiętają. Czyli tak jak na normalnej imprezie.


Opisana została też administracja publiczna, nad którą nie będę się rozwodzić, ponieważ stosunki społeczne są tak fajne i wszyscy się tak kochają, że praktycznie nie potrzeba aparatu przymusu. Coś w rodzaju Rady Ministrów wybierane jest spośród najzdolniejszych uczniów zakładów szkolnych, którzy są dalej kształceni na urzędników państwowych, a sędziowie pokoju wybierani spośród najbogatszych obywateli, posiadających wewnętrzną skłonność do czynienia dobra. Ministrowi Zgody podlegają wszyscy sędziowie pokoju. Na całej półkuli.
Proste, nie? Tyle lat rozkminiamy wady i zalety jakichś systemów prezydenckich, kanclerskich, czy mają być dwie partie czy więcej itp., a przecież wystarczy wewnętrzna skłonność do czynienia dobra.

W tym momencie dochodzimy do Kongresu Uczonych i mojego ulubionego fragmentu o tym, jak to plebs próbuje brać się za coś, za co nie powinien. Nie sposób nie zacytować tego w całości.

Wyszliśmy na górę do naszego aerostatu i na pobliskiej platformie ujrzeliśmy tłum ludzi, którzy głośno coś krzyczeli, wymachiwali rękami i bodajże przeklinali.
- Co to jest? - zapytałem.
- O, proszę lepiej nie pytać - odrzekł uczony. - Ten tłum to jedno z najdziwniejszych zjawisk naszej epoki. Na naszej półkuli oświata ogarnęła nawet najniższe stany. Z tego powodu wielu ludzi, ledwie godnych miana zwykłych rzemieślników, rości sobie pretensje do uczoności i literackości; ci ludzie niemal codziennie zbierają się przed Akademią, której drzwi, rzecz jasna, są przed nimi zamknięte, i swoim krzykiem usiłują zwrócić uwagę przechodniów. Do tej pory nie zdołali pojąć, dlaczego nasi uczeni gardzą ich towarzystwem, i ze złości zaczęli ich przedrzeźniać, uprawiając coś na podobieństwo nauki i literatury. Jednak nie znając szlachetnych pobudek powodujących prawdziwymi uczonymi, zamienili jedną i drugą w rodzaj rzemiosła; jeden plecie nonsensy, drugi je chwali, trzeci - sprzedaje, a im więcej sprzeda, tym bardziej jest wśród nich uważany za wielkiego człowieka. (...) Te usiłowania nie odnoszą żadnego skutku i jedynie z każdym dniem wywołują większą pogardę.


Zwracam honor. Książę Odojewski był wizjonerem.


Na pytanie, skąd wzięło się to całe bydło, bohater otrzymuje następującą odpowiedź:
- Przeważnie przybyli z różnych stron świata. Nie znają rosyjskiego ducha, więc obca im jest również miłość do rosyjskiego oświecenia. Chcieliby jedynie wzbogacić się, a Rosja jest zasobna. Cóż robić! Ci ludzie są ciemną stroną naszej epoki i należy mieć nadzieję, że w miarę rozpowszechnienia się oświaty znikną również i te plamy na rosyjskim słońcu...

Podzielając tę nadzieję kończymy naszą przygodę z chińskim studentem na półkuli rosyjskiej.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...