środa, 29 kwietnia 2015

Jak zacząć myśleć - trzy książki uświadamiające dla bezkrytycznych i ciekawskich

Mam taki odchył: dostaję kurwicy, kiedy ktoś powtarza zasłyszane pseunaukowe pierdoły i miejskie legendy. Ludzie łykają dosłownie wszystko bez najmniejszej refleksji. Według popularnego filmu ze Scarlett Johansson wykorzystujemy 10% swojego mózgu. Regularnie w Ikei/Tesco porywa się dzieci na organy. Szalenie hojne firmy rozdają darmowe IPhony i doładowania do telefonów. Antyperspiranty powodują raka piersi (bardzo szkodliwy pogląd, któremu efekty są wyczuwalne latem w miejskim autobusie), a tego można z kolei wyleczyć pestkami z jabłek/olejem z marihuany, tylko złe koncerny to ukrywają.

Einstein przewraca się w grobie, widząc, jak jego twarz firmuje stronę dla debili pt. wiedza bezużyteczna, a nazwisko - łańcuszki mające udowadniać istnienie Boga. Chińczycy trzepią gruby hajs na sprzedaży plastrów i opasek, które nie robią totalnie nic. Hajs trzepią również wróżbita Maciej i Cyganka kręcąca się po Starym Mieście. Bezużyteczna podaje, że po piwie rosną cycki, co jest totalną bzdurą, bo miałabym już miseczkę E, a tu lipa. Klikalność rośnie.



Po ukończeniu szkoły uczeń wie, że Jan Paweł II był gigantycznym człowiekiem, potrafi porównać Żuławy Wiślane (dostałam kiedyś takie zadanie na sprawdzianie z geografii - "porównaj Żuławy Wiślane") i kopiować artykuły z wikipedii, nie potrafi natomiast logicznie myśleć, selekcjonować i weryfikować informacji. Myślenie bywa trudne i niekomfortowe, zdecydowanie wygodniej i przyjemniej opierać się na intuicji, zasłyszanych pogłoskach, przekazach medialnych, budując w sobie poczucie uporządkowanego świata. Świat nie jest uporządkowany ani sprawiedliwy, przypadek odgrywa większą rolę niż sądzimy, a następstwo wydarzeń nie zawsze oznacza ciąg przyczynowo-skutkowy - problem w tym, by uświadomić sobie ograniczenia naszego umysłu, które nakazują nam szukać wzorców tam, gdzie ich nie ma. Pomocne mogą okazać się książki.


Sherry Seethaler, Kłamstwa, przeklęte kłamstwa i nauka

Przystępne i wyczerpujące opracowanie ukazujące, jak działają badania naukowe i jak odsiewać informacje przekazywane przez media. W obecnym chaosie informacyjnym nie ma tak naprawdę bezstronności, poziom etyki dziennikarskiej w większości przypadków leży i kwiczy, więc tym bardziej istotne jest, by nie przyjmować bezkrytycznie medialnych doniesień. Innymi słowy - jeśli onet podaje, że otwarcie parasola w dupie leczy raka, należy najpierw spytać, jaki rodzaj raka, następnie jaka była metodologia badań itp. W efekcie okazuje się, że otwierano parasolki do drinków w dupie myszy, co spowodowało zanikanie komórek rakowych, z tym że grupy kontrolnej nie było, a jednocześnie stosowano inne środki. Jeśli gazeta.pl pisze, że odkryto gen cellulitu, to znaczy, że niedouczony bałwan na śmieciówce przetłumaczył tekst z Daily Mail nie sprawdzając nawet, co wiadomo o genetyce i że nie ma czegoś takiego jak pojedynczy gen warunkujący daną cechę.
Poza komunikatywnym stylem istotną zaletą książki jest fakt, że porusza najbardziej medialne zagadnienia, czyli właśnie kwestie raka, otyłości itp., wskazuje również na grupy interesów pojawiające się w mediach.


Michael Shermer, Why people believe weird things

Książka napisana jakiś czas temu siłą rzeczy nie porusza tak aktualnych problemów jak ruch antyszczepionkowy czy rynek suplementów. Autor analizuje natomiast genezę i założenia innych grup oszołomów typu kreacjoniści czy ludzie negujący holocaust - o ile w tych dwóch przypadkach wyjaśnieniem zdaje się być zwykła głupota, o tyle ciężko podsumować w ten sposób opisane przykłady inteligentnych, wykształconych osób wierzących w porwania przez kosmitów czy bezkrytycznie wyznających filozofię Ayn Rand we wszystkich dziedzinach życia. Tak dochodzimy do kluczowego pytania zadanego w tytule, które zostaje następnie rozwinięte - why SMART people believe weird things? Wyjaśnienie tej kwestii jest złożone i fascynujące, częściowo opierające się na naszej niechęci do wyjścia ze strefy komfortu i weryfikacji głęboko zakorzenionych przekonań.
Niestety brak polskiego tłumaczenia (da się zrobić, chętnie przyjmę hajs), ale książka napisana jest przystępnym językiem.


Daniel Kahneman, Pułapki myślenia

Trudno przyjąć do wiadomości, że nie powinniśmy ufać nawet samym sobie. Zgodnie z paradygmatem nadal obowiązującym w ekonomii i naukach społecznych ludzie są racjonalni - nic dziwnego, skoro każdy pragnie uważać się za rozsądnego człowieka. Musiało minąć sporo czasu, zanim wykazano, że błędy poznawcze są tak powszechne, że racjonalność wyborów dokonywanych w wielu dziedzinach życia społecznego, a w niektórych przypadkach nawet wolną wolę i jakąkolwiek sprawczość można uznać praktycznie za iluzję. Poniekąd jest to zgodne z moimi przekonaniami, aczkolwiek możliwe, że sama popełniam błąd, który można podsumować cytatem ze starego skeczu - "ja wiedziałem, że tak będzie". Post factum wiele osób twierdzi bowiem z pełnym przekonaniem, że przewidziało niespodziewane wydarzenia, mimo iż w rzeczywistości tak nie było.
Wnioski płynące z lektury są niepokojące, podważają bowiem nasz ugruntowany obraz świata i - uwaga - negują sens istnienia całych gałęzi gospodarki. Mało tego - okazuje się, że np. menadżer chcący zracjonalizować proces zgodnie z aktualną wiedzą naukową błyskawicznie wyleci z pracy. Pozycja godna przeczytania i przemyślenia.

wtorek, 28 kwietnia 2015

Grażyny nauki

Festiwal Nauki i Sztuki - zajebista sprawa, aczkolwiek nie rozumiem, po co zabierać dzieciaki na eventy typu wykład z historii chirurgii, na którym pokazywano zdjęcia z gastroskopii. Jak co roku wejściówki rozdawano od godziny 16, natomiast już o 15:30 kolejka wychodziła na ulicę. O 16:20 praktycznie nic nie zostało, na co oczywiście ludzie zaczęli się pruć na facebooku: ale jak to, oni chcieli przyjść z dziećmi, czemu tak mało wejściówek (rozdawali zaledwie 1500), czemu nikt nie pomyślał, przecież MY MAMY DZIECI. No kurwa, bo sale wykładowe powinny być większe w środku, a prowadzący posiadać zmieniacz czasu Hermiony, w końcu co to dla fizyków z UMK.

Obserwatorium astronomiczne w Piwnicach, wszyscy słuchają zainteresowani oprócz dwójki drących mordy dzieciaków i towarzyszącej im Grażyny. Prowadzący zachęca do zadawania pytań, na co Grażyna odzywa się z oburzeniem:
- Tu jest strasznie zimno! Jak wy tu siedzicie i obserwujecie, jak jest tak zimno!
- No wie pani, obserwacje nie są prowadzone bezpośrednio, tylko w innym pomieszczeniu z pozycji komputera.
- To co pan nam kity wciska, że mamy patrzeć w soczewkę i wtedy coś zobaczymy! - i foch.

Oprócz zwiedzania obserwatorium udało nam się załapać na pokaz w planetarium oraz wejście na wieżę ratusza. Wuchta wiary, ludzie stoją kulturalnie w kolejce do teleskopu, podziwiając panoramę miasta i cykając fotki, aż nagle odzywa się oburzona Grażyna:
- Proszę państwa, a my idziemy czy stoimy?!
- No czekamy do teleskopu, każdy chce zobaczyć itp.
- Ale to albo w te albo wewte, ile można czekać, hurr durr.

Mimo wszystko było fajnie, miałam okazję zobaczyć pasy na Jowiszu i księżyce galileuszowskie. Boję się, co będzie się działo na Skywayu, myślę, że najlepsza opcja to rozłożyć się na mieście z jakimś chińskim gównem do kupienia albo w strojach piratów i przynajmniej zarobić na tych bałwanach.



Ten oto artefakt podziwiam z okna stołówki w pracy.



Miasto.





Więcej fotek m.in. z opuszczonych miejsc do obczajenia na facebooku.

czwartek, 16 kwietnia 2015

Badania kosmosu od dupy strony, czyli "Powersat - satelita energetyczny"

Czytam właśnie "Powersat - satelita energetyczny", pierwszą część cyklu "Droga przez układ słoneczny" autorstwa Bena Bovy. Serdecznie polecam to gówno, jeśli chcecie poczytać o:

1. firmie zajmującej się lotami kosmicznymi, która posiada system ochrony informacji niejawnych na poziomie niewielkiej mleczarni/drukarni/wytwórni pasz rolnych

2. grubych Rosjanach w futrzanych czapkach, pijących wódke i wykrzykujących "zdrastwujtie", u których technologia zatrzymała się pięćdziesiąt lat temu oraz brodatych muzułmanach pragnących ponad wszystko zniszczyć USA w imię Allacha

3. olśniewająco pięknych kobietach, na widok których wszystkim staje, które ponadto w młodym wieku zajmują wysokie specjalistyczne stanowiska, umawiają się z każdym przychlastem, który wykaże odrobinę zainteresowania oraz wykazują skłonności biseksualne

4. dorosłym, szalenie inteligentnym facecie, który od dziesięciu lat płacze za utraconą miłością i bezgranicznie ufa każdemu, kto składa mu propozycje biznesowe

5. dorosłej, szalenie inteligentnej (i oczywiście seksownej) kobiecie, która od dziesięciu lat nie może podjąć decyzji w kwestii wyżej wymienionego gościa

6. czarnym charakterze, który porywa asystentkę głównego bohatera, organizując akcję z szampanem, wyjazdem do Francji i szafą luksusowych ciuchów, po czym wyjaśnia jej szczegółowo swój niecny plan

Większość pozytywnych bohaterów posiada instynkt samozachowawczy na poziomie wymarłych australijskich nielotów i nie powierzyłabym im nawet gwoździarki, nie mówiąc już o wahadłowcu czy broni. Mnóstwo czasu w pracy tracą na romanse, flirty i sceny zazdrości - można by uznać, że autor opisuje swoje seksualne fantazje, z tym że całość mocno trąci telenowelą brazylijską. Ponadto kandydat na prezydenta USA informuje swoją konkurentkę na oficjalnym spotkaniu, że "skopie jej ten śliczny tyłeczek". Aha.

Bardzo chciałam dać autorowi drugą szansę, ponieważ "Powersat" jest ponoć najsłabszą częścią cyklu "Droga przez Układ Słoneczny", a druga część - "Wschód Księżyca" - rozpoczęła się ciekawie enigmatyczną sceną, w której zagubiony i zdesperowany bohater błądzi po powierzchni Księżyca, mając do pokonania długą drogę do najbliższej bazy. Niestety autor wprowadził następnie retrospekcję, w której bohater przejmuje firmę, dymając żonę szefa, która jest bardzo podjarana, że robi to z czarnym facetem, następnie szef popełnia samobójstwo, a nasz
dzielny ruchacz trafia do zarządu.

Biorąc dodatkowo pod uwagę liczne przedstawione intrygi władz i korporacji (w których oczywiście też wszyscy są tłukami), mało mamy tutaj science, a dużo fiction. Bardzo to wszystko filmowe i bardzo amerykańskie, szkoda tylko, że tak dobry pomysł na serię został potraktowany od dupy strony, a autor przyjął jako target głupich Amerykanów na wózkach dla grubych ludzi.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Neandertalczyk współcześnie - trzy ciekawe książki

Mam znajomą z archeologii, która miała kiedyś totalną fazę na neandertalczyków, a szczególnie fascynowała ją teoria o krzyżowaniu się neandertalczyków z homo sapiens. Byłyśmy w klubie, kiedy ujrzałyśmy dobrze zbudowanego kolesia z wydatnymi łukami brwiowymi i cofniętym podbródkiem. "Patrz, neandertalczyk" - powiedziała moja kumpela z zachwytem. Niestety koleś to usłyszał i nie zajarzył, że to komplement - spojrzał na nią z oburzeniem i z podrywu nici.

Neandertalczyk w odróżnieniu od Aborygenów czy Indian jest wyrzutem sumienia całej ludzkości. Co prawda ciężko, żebyśmy brali na siebie winę za wydarzenia sprzed kilkudziesięciu tysięcy lat, trudno jednak nie zadawać sobie pytań, co by było, gdyby oba gatunki mogły egzystować obok siebie i gdyby neandertalczycy przetrwali. Czy zgodna egzystencja byłaby możliwa, czy raczej dochodziłoby do rywalizacji i podbojów? Co by się stało, gdyby człowiek neandertalski trafił z kolei do współczesnego świata, w którym króluje homo sapiens? Poniżej trzy książki, które rozwijają ten szalony, działający na wyobraźnię pomysł.


1. Gareth Roberts - Doctor Who. Only human.

Niestety z książek o Doktorze przetłumaczono na polski tylko kilka wydanych w latach 80. (nic specjalnego), teraz czytam sobie o przygodach Dziewiątego w oryginale, raz że z sentymentu (i smutno mi, że takie fajne pomysły nie zostały zekranizowane), dwa - żeby wzbogacić słownictwo o inne pojęcia niż tłoczniki wielogniazdowe czy statystyczna wydajność procesu. Naprawdę warto, bo historie są świetne, pomysłowe, po prostu doktorowe - "Deviant Strain" z fabułą toczącą się w rosyjskiej arktycznej bazie wojskowej, w klimacie "Thing" Carpentera czy "Ice" z pierwszego sezonu "Z Archiwum X", "Only Human" - z neandertalczykiem przeniesionym w czasy współczesne...



Na okładce widzimy jaskiniowca, przy czym od razu warto zaznaczyć, że neandertalczyk raczej tak nie wyglądał. Miał co prawda dziwną mordę, ale po ogoleniu i przebraniu nie różniłby się od przeciętnego kibica Elany. Gorzej z przystosowaniem do realiów. Na szczęście ten, który wylądował w Londynie, trafił pod opiekę Doktora wraz z moją ulubioną ekipą, czyli Rose i Jackiem. Jego przybycie tworzy groźną wyrwę czasową i Doktor odkrywa, że wynika to z zastosowania prymitywnego wehikułu czasu - aby zapobiec dalszym zagrożeniem, wyrusza w miejsce, z którego przysłano jaskiniowca, i trafia na alternatywną przyszłość ludzkości z wysoce rozwiniętą fizyką oraz biologią i brakiem jakiejkolwiek elektroniki. Neandertalczyk pozostaje pod opieką Jacka, dzięki technologii władców czasu szybko uczy się języka i innych potrzebnych umiejętności. Jego przejścia w Londynie stanowią poboczny wątek historii i są przy tym szalenie zabawne - z pomocą Jacka znajduje pracę na budowie, podając się za emigranta z Rumunii, po czym zaczyna wyrywać laski...


2. Isaac Asimov, Robert Silverberg - Brzydki mały chłopiec

Jakie kwalifikacje i cechy charakteru powinna posiadać osoba z gatunku homo sapiens, która ma wychowywać neandertalskie dziecko? Kurs pedagogiczny niestety raczej nie wystarczy, potrzebna jest wiedza z zakresu medycyny, biologii, psychologii i niewyobrażalna empatia. Po pierwszych udanych próbach przeniesienia z przeszłości skał, roślin czy małych zwierząt naukowcy decydują się na sprowadzenie do naszych czasów neandertalskiego chłopca. Timmy trafia pod opiekę panny Fellowes (btw - określenie "panna" w polskich przekładach brzmi mocno sztucznie), konserwatywnej pielęgniarki-pracoholiczki, która początkowo przeżywa szok, widząc dziwacznie wyglądające, zachowujące się jak zwierzę dziecko. Okazuje się - jakżeby inaczej - że po długich i mozolnych ćwiczeniach neandertalczyk jest w stanie przyswoić podstawy języka, nauczyć się jeść sztućcami i nawiązywać kontakty społeczne. Z biegiem czasu bohaterka przywiązuje się do dziecka, które stanowi jednak przede wszystkim obiekt badań naukowych i jako taki jest traktowany przez badaczy...

Równolegle do historii Timmy'ego we współczesnych czasach poznajemy historię plemienia, z którego został porwany, i które właśnie stanęło przed wyzwaniem - musi stawić czoła nowej, agresywnej rasie najeźdźców o płaskich twarzach. Moim zdaniem wątek mniej interesujący, ale generalnie nie przepadam za indiańskim pierdololo o ochronie dzikiej przyrody i kulcie przodków. Mało w książce twardego science-fiction, więcej psychologii, socjologii i... oligofrenopedagogiki? Chyba tak. Kilka pytań do przemyślenia oraz naprawdę poruszających momentów.



3. Robert Sawyer - Hominidzi

Pierwsza część trylogii neandertalskiej, może kiedyś wezmę się za pozostałe części - co mi lekko przeszkadza w tej książce, to że jest strasznie amerykańska, w innych książkach Sawyera nie rzucała mi się w oczy aż tak silna tendencja w stronę "ekranizowalności". Nazwijmy to w ten sposób. Pomysł na fabułę jest genialny, wręcz doktorowy - podczas eksperymentu z akceleratorem cząstek otwiera się równoległy wymiar, w którym to homo sapiens wyginął, a cywilizację stworzyli neandertalczycy. Do naszego świata trafia Ponter Boddit, naukowiec, który po początkowym szoku nawiązuje kontakt z ludźmi z pomocą zaawansowanego komputera - oczywiście pojawienie się neandertalczyka staje się medialną sensacją, pojawiają się dylematy natury ontologicznej, religijnej, ryzyko pojawienia się nieznanych chorób...

Równolegle toczy się wątek przyjaciela Pontera, który w swoim świecie zostaje oskarżony o zabójstwo. Autor dość ostro szarżuje z przedstawieniem równoległej cywilizacji, ale bez większych przegięć. Świat neandertalczyków jest z jednej strony harmonijny, pokojowy, pozbawiony religii i wojen, z drugiej - poddany nieustannej inwigilacji. Fascynujący jest sposób, w jaki autor rozwiązał kwestię relacji społecznych w świecie, w którym kobiety mają zsynchronizowany cykl miesiączkowy, rozród sterowany jest odgórnie, aby nie dopuścić do przeludnienia, a gospodarstwa domowe prowadzone są przez pary jednopłciowe. O ile świat bez religii stanowi cudowną wizję, to może budzić pewne wątpliwości - w końcu z neandertalczykami dzielimy większość DNA, a potrzeba wiary w siłę wyższą, przynajmniej na prymitywnym etapie rozwoju cywilizacji, jest niejako wdrukowana w ludzką naturę. Jeszcze mniej prawdopodobny wydaje się rozwój technologiczny i logistyczny w świecie pozbawionym rolnictwa. Co ciekawe, neandertalczycy są na diecie paleo.

Mimo pewnych niedociągnięć (totalnie zbędny wątek gwałtu plus marysuizm niektórych postaci) książka się broni dzięki brawurowym pomysłom i świetnej kreacji świata przedstawionego, aczkolwiek chwilami wydaje się fabularnie toporna. Generalnie Sawyera stać na więcej.


Na podstawie źródeł archeologicznych nie jesteśmy w stanie ocenić potencjału neandertalczyków, niemniej jednak w popkulturze powstał jakiś tam stereotyp: że kontakt z naturą, prostolinijność, brak agresji w porównaniu do homo sapiens. Nie możemy wiedzieć, jak rozwinęliby się nasi pobratymcy, gdyby zapewnić im niezakłócony rozwój i dla odmiany przeczytałabym coś o innej wizji neandertalczyka. Nie da się ukryć, że postać tak podobna do nas, a zarazem tak odmienna fascynuje i przeraża.

czwartek, 9 kwietnia 2015

Popeye, owczarki i szwedzkie laski, czyli "Zabójcze ryjówki"

Klub Kadr rozpoczął cotygodniowe otwarcia zawody pokazy złych filmów. Co środę można zapoznać się z kolejnym wybitnym dziełem kinematografii z gatunku sf/horror - pierwszy z nich to "Zabójcze ryjówki". Film przedstawia historię marynarza, który dostarcza zapasy na odizolowaną od świata wyspę będącą miejscem tajemniczych eksperymentów genetycznych prowadzonych przez doktora Craigisa. Doktor zamierza rozwiązać problem przeludnienia Ziemi, zmniejszając człowieka do połowy jego naturalnych rozmiarów, i w tym celu prowadzi eksperymenty na ryjówkach - ma to mniej więcej tyle sensu, co badanie martwych płodów, by zapobiec globalnemu ociepleniu, ale liczą się dobre chęci. Pod tym samym kątem należy oceniać twórców filmu.

Z ryjówkami miałam do czynienia w formie miłych podarunków pozostawionych na wycieraczce przez kotka i nigdy nie zauważyłam, żeby wyglądały jak owczarki z doczepionymi kłami, a z taką kreacją mamy do czynienia w filmie. Produkcja nie zawodzi nie tylko pod kątem efektów specjalnych, ale również paździerzowatych dialogów, drewnianej gry aktorskiej, emocjonującej muzyki oraz rasistowskich i szowinistycznych wtrętów. Samo wytykanie dziur fabularnych to trochę jak kopanie leżącego.



Główny bohater, Popeye, przybywa na wyspę wraz ze swoim czarnoskórym przydupasem, który nie jest zbyt lotny, ale za to jak sam twierdzi dobrze gra jazz, i o którym natychmiast zapomina. Zgadnijcie, w jakiej kolejności giną bohaterowie, jeśli oprócz niego mamy jeszcze Meksykanina. Popeye natychmiast zaczyna świrować do pięknej córki doktora, która jest Szwedką, mimo że nic nie wskazuje na to, by Szwedem był jej ojciec. Dziewczyna jest teoretycznie zoolożką, więc powinna pomóc z ryjówkami, przez większość filmu zajmuje się natomiast wzdychaniem do Popeye'a (nie spotkała do tej pory nikogo, kto nie zachwyciłby się jej akcentem i jest zaintrygowana), otwieraniem japy i zmienianiem outfitów. Serio, wyobraźcie sobie, że spędzacie noc w odizolowanym miejscu, martwiąc się zagrożeniem ze strony dzikich zwierząt, i przebieracie się trzy razy. Dodajmy do tego, że jeden z przebywających na wyspie badaczy to były narzeczony szwedzkiej laski, totalny cham i pijak (Popeye też nie wylewa za kołnierz, za to ma mocniejszy łeb) i tworzy się fascynujący trójkąt. Nasz marynarz, jak sam twierdzi, nie przejmuje się niczym o go nie dotyczy (szczególnie losami swojego służącego), ale w momencie eskalacji zagrożenia staje na wysokości zadania i ratuje dupę zagubionego jak dziecko we mgle uczonego.

Jak to zwykle bywa w amerykańskich filmach klasy B (również współczesnych), inteligencja bohaterów jest powalająca. Jak dowiadujemy się od profesora, ryjówki nie są w stanie przegryźć fundamentów, natomiast z łatwością przedostają się przez ściany, które wykonane są z GLINY. Tekst o glinie pada jeszcze kilkakrotnie - bohaterowie mieszkają więc w lepiance. Najlepsze zabezpieczenie okiennic stanowi natomiast kawałek sznurka zawiązany na kokardkę. Dodatkowo w ścianach znajdują się słabe, nieotynkowane punkty, przez które przegryzają się zmutowane gryzonie, na szczęście zastawienie ich kanapą skutecznie chroni przed niebezpieczeństwem. Zapas amunicji na wyspie to dwadzieścia naboi.

Sceny ataku są rzecz jasna maksymalnie poszatkowane i zasłonięte krzakami, następuje seria okrzyków oraz pisków, po czym z człowieka pozostaje but i zegarek. Najbardziej jednak urzekła mnie scena, w której szwedzka laska stwierdza, że rezygnuje z kariery naukowca i będzie robić to, co zwykłe kobiety, woli bowiem prowadzić zwykłe życie i przeżyć, na co Popeye stwierdza, że lubi nudne i żywe kobiety. Łza się w oku kręci.



Za tydzień w Kadrze można obejrzeć "X - człowiek, który widział więcej", za dwa tygodnie natomiast film produkcji japońskiej "Atak ludzi-grzybów", który bardzo mnie zaintrygował, ponieważ jak widać na zdjęciu powyżej prawdopodobnie przedstawia audyt u mnie w fabryce. Warto przyjść wcześniej zająć miejsce i dopchać się do baru, ponieważ pokazy cieszą się sporą popularnością.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...