środa, 17 lutego 2016

Poradnik samotnej matki + jak palić kocimiętkę

Ostatnimi czasy coraz więcej moich znajomych postanowiło się rozmnożyć, co jest lekko przerażające. Ogólnie nie czuję się specjalnie dorosła, nie poczułam się tak ani po obronie, ani po pójściu do stałej pracy, najbliżej tego poczucia byłam, kiedy kupiłam pralkę - bo taka kupa odłożonego hajsu zamiast na wycieczkę czy nowy komputer idzie na sprzęt AGD. Nie mam hajsu ani ochoty na rozmnażanie, ostatnio natomiast po długich rozkminach sprawiłam sobie kotka. I teraz najlepsze. Rozmawiam z koleżanką, pytam, jak tam wyprodukowany ostatnio noworód - "a wiesz, spoko, bardzo spokojny, głównie śpi". Zwracam się do kolegi z podobnym zapytaniem - "mała przesypia całą noc, najwyżej wieczorem trochę popłacze". Noż kurwa.

Wracam z pracy i przez dwie godziny biegam po domu z jakimś gównem na sznurku, rzucam kuleczki, papierki, zbieram skrupulatnie odkładane korki od wina i rolki po papierze, które znajduję dosłownie wszędzie. Jeśli odpuszczę, to mam gwarantowany dziki galop po meblach. Później kociątko idzie coś zjeść i cała zabawa zaczyna się od nowa. Co chwilę przerywam jedzenie obiadu, żeby ściagnąć Azotka z oparcia kanapy, na którym usadowił się wygodnie, sztura mnie łapką po głowie i zagląda do talerza. Kiedy chcę obejrzeć serial, kładzie się na klawiaturę, blokując touchpada, kiedy uda mi się włączyć okienko tak, żeby móc oglądać, wyłącza napisy albo cofa film do początku. Biorę z kolei książkę - kładzie się na książkę. I tak przez cały dzień, dodam, że łazi za mną nawet pod prysznic. Pod wieczór koteł idzie spać, po czym budzi się dokładnie wtedy, kiedy chcę się położyć i zaczyna zabawę od początku. Poniżej kilka porad, jak przetrwać początki z małym kotkiem.



Po pierwsze, zaprosić znajomych. Kiedy ja mam już dosyć, ktoś inny chętnie zajmie się zabawą z małym kotkiem. Po takim aktywnie spędzonym biforze mogę wyjść na miasto bez obaw, że po powrocie zastanę kocią postapokalipsę.

Po drugie, warzywa do zabawy to świetna opcja. Znajomi mieli kota, który przynosił do łóżka rzodkiewki i pomidorki koktajlowe, w moim przypadku świetnie sprawdza się ciecierzyca i groszek. Koteł kula sobie kuleczki, a jak mu się znudzi, to je zjada. Również seler naciowy albo fasolka szparagowa jest OK. Ogólnie to można nabyć milion dizajnerskich kuleczek na wędce za ciężki hajs, a najlepszą zabawką będą i tak paragony. Polecam również kartony ze sklepu połączone taśmą klejącą w labirynt z odpowiednio wyciętymi otworami do wystawiania główki/łapki.

Po trzecie, tak samo jak nie da się wyspać na zapas ani przeczekać senności, tak nie da się przeczekać fazy kota i nie da się dać mu się wyszaleć na zapas. Pomału uczymy kotka, żeby zajmował się sobą, ale póki jest mały potrzebuje naprawdę dużo uwagi. I niestety nie pójdzie spać, dopóki się nie zmęczy. Na youtube jest muzyka relaksacyjna dla kotów, ale w moim przypadku chuja daje.

Po czwarte, koty nie lubią zapachu cytrusów, tak więc skórki owoców mogą świetnie zastąpić odstraszacze ze sklepu. Kiedy przetarłam skórką cytryny wszystkie kable, których nie udało mi się schować, kotek je obwąchał, po czym spojrzał na mnie ze strasznym wyrzutem w oczach. Wzbudzanie poczucia winy to jest to, co ta mała atencyjna kupa futra potrafi najlepiej.

Po piąte - kocimiętka w ramach kociego ćpania to świetny wynalazek. U koteła wywołuje krótkotrwałą, kilku-, kilkunastominutową euforię, Azotek lekko traci koordynację, za to skacze chyba ze dwa razy wyżej niż zwykle i generalnie jest śmiesznie. Polecam dla urozmaicenia dla starszych kotów, które już nic śmiesznego nie odwalają (tak jak ludzie, którzy nie potrafią się bawić bez narkotyków).



Tyle towaru za niecałe pięć złotych. No ale nie byłabym sobą, gdybym nie postanowiła przetestować tego na ludziach. Generalnie wali sianem, smakuje też sianem i jest bardzo suche oraz sypkie - lepiej wymieszać z tytoniem. Siłą rzeczy pali się szybko, wciągnęłam w siebie na pewno ze dwa gramy, przedtem nie czytając nic w internecie, żeby się nie zasugerować. I teraz najlepsze - to coś daje. Na pewno więcej niż samosiejka. Delikatna faza typu bakłażanowego, niezamulająca, teraz minęło ze dwadzieścia minut i już mi schodzi, ale jakby zrobić z tego blanta, to widzę potencjał - spokojnie możecie opchnąć gimnazjalistom i raczej się nie zorientują.



Pozdro.

środa, 10 lutego 2016

Jeden dziwny sposób jak reklamować ser - sprawdź

Jestem fanatyczką serów. Pół mieszkania zajebane serami najgorsze. Średnio raz w miesiącu ktoś wdepnie w leżący na ziemi camembert czy cheddar i trzeba go wyciągać w szpitalu.

Stąd też z ciekawością sięgnęłam po gazetkę lidra zawierającą bogatą ofertę serów z okazji tygodnia francuskiego i powiem tak: nie wiem, co oni ćpali, ale ja też to chcę. Opisy stworzył podobno niejaki Gieno Mientkiewicz (really), kucharz z wykształcenia i smakosz z wyboru. Cytując:

"to ser tak płynny w środku, że gdyby nie skórka, rozlałby się na talerzyku"

"skórka stanowi lekki, przyjemny jakby nieco warzywny kontrast do wnętrza o nieco słonych nutach"

"bogato pachnie, bo zaczepia nutami wędzonymi, pleśniowymi, grzybowymi"

"skórka jak najdelikatniejszy zamsz, środek jak płynny jedwab, zapach niesie nikłe, pleśniowe nuty, miąższ smakuje jak masło doprawione kandyzowanymi morelami, nieco tylko posolone, świetnie rozchodzi się w ustach"

"zapach babcinego kredensu zapowiada łagodny aromaty sera"

"powoli dojrzewany, nabiera dostojności"

"mleczna słodkość zamknięta w ramy słonych okruszków, do tego sporo grzybowych aromatów"

"to ser uzupełniających się przeciwieństw, każdy odnajdzie w nim swoje smaki i zachwyci się tym czymś ekstra"

"ser ostry poprzez swoją pikantność"

"mokra skórka porośnięta meszkiem białej, szlachetnej pleśni, spod której przebija inna, czerwona, mocniejsza w smaku i zapachu"

"biała skórka z prześwitami pomarańczowej pleśni, pachnąca zasobną piwniczką, skrywa na wpół płynny ser"

"skórka o smaku ziaren i pieczarek, środek jak ptasie mleczko owiane słoną, morską bryzą"

"do nosa docierają zapachy starego sadu, opadłych liści, dojrzałych jabłek, w ustach czuć smak jakby słonego karmelu"

"ładna kompozycja, dająca dużo przyjemności"

poniedziałek, 1 lutego 2016

Trzy mroźne książki na zimę

Pogoda już praktycznie wiosenna, ale kto wie, co nas czeka. Przez globalne ocieplenie wszyscy staliśmy się trochę ciotami, przy minus dziesięć najchętniej nie ruszalibyśmy się z domu, za moich czasów jeździło się do szkoły psim zaprzęgiem dwadzieścia kilometrów przy minus trzydziestu. Na starość będziemy hodować banany i kokosy na działce, ale póki co możemy spodziewać się jeszcze ujemnych temperatur, a w takiej sytuacji najlepiej jest wziąć gorącą kąpiel, zrobić sobie herbatę z wódką i poczytać o tym, jak inni mają ciężko. W ramach tego polecam trzy książki, w których temperatura spada grubo poniżej zera.



1. Dan Simmons, "Terror"

Osadzona w realiach XIX wieku historia załóg statków Terror i Erebus, które w poszukiwaniu drogi morskiej z Europy do Azji wiodącej przez Ocean Arktyczny utknęły w lodzie. Historia opisywana jest z perspektywy doświadczonego oficera Croziera, komandora Franklina oraz młodego, entuzjastycznego lekarza Goodsira. Początkowo wszyscy są bardzo elo do przodu, jako że dysponują najnowocześniejszą jak na owe czasy technologią oraz mnóstwem puszkowanego jedzenia, szybko jednak okazuje się, że był to błąd. Po utknięciu w lodzie marynarze czekają na lato i ustąpienie lodu - lato jednak nie nadchodzi. W dodatku tajemnicza istota przypominająca nadnaturalnych rozmiarów niedźwiedzia polarnego zaczyna polować na członków załogi.

"Terror" jest monumentalną powieścią o niesamowitym klaustrofobicznym klimacie pełnym strachu, woli walki i desperacji. Noc polarna, odosobnienie, głód, choroby i powoli narastające szaleństwo. Mimo że brak tutaj niespodziewanych zwrotów akcji, to czyta się świetnie, dosłownie mrozi krew w żyłach. Zakończenie było dla mnie nieco rozczarowujące, moim zdaniem niepotrzebnie wprowadzono elementy fantastyki, niemniej jednak całość - biorąc pod uwagę również oddanie realiów oraz emocji i przemyśleń bohaterów - wynagradza te słabe moim zdaniem punkty.

Jeśli chodzi o twórczość Simmonsa, to czytałam wcześniej cykl "Hyperion" i w trzeciej części pt. "Endymion" autor przedstawił mroźny, lodowy świat planety Sol Draconi Septem i moim zdaniem był to jeden z najlepszych momentów całego cyklu. Po przejęciu władzy przez totalitarną katolicką organizację Pax na planecie ocalały resztki technologii i niedobitki ludzi, którzy przystosowali się ewolucyjnie do skrajnie niskich temperatur i przemierzają lodowe tunele, polując na śnieżne demony.


2. Michelle Paver, "Cienie w mroku"

Wciągający, klimatyczny horror do przerobienia w dwa wieczory. Powieść napisana w formie pamiętnika Jacka, członka wyprawy, która w 1937 roku wyrusza na Spitzbergen w celu prowadzenia badań meteorologicznych. Standardowo stary kapitan ostrzega uczestników przed zatrzymaniem się w wybranym przez nich miejscu, ci jednak nie słuchają i źle kończą. Po raz kolejny - brak fabularnych fajerwerków, ale klimat sprawia, że od książki nie można się oderwać. Klasyczna, niemal gotycka historia o duchach z napięciem narastającym pomału aż do uczucia paniki.


3. Jacek Dukaj, "Lód"

"Lód" to jest kwintesencja tego, co nazywam powieścią totalną. Objętościowo może przerażać, ale nie widzę opcji skrócenia, zresztą np. "Władca Pierścieni" to też jedna książka, tylko wydawana w trzech częściach dla wygody, a "Lód" to jest książka XIX-wieczna, na długie wieczory i mroźne noce, dziwna, absolutnie niepodobna do czegokolwiek, wschodnioeuropejska, filozoficzna, matematyczna i dziejąca się w innym wymiarze. Czytałam dwa razy, raz latem, raz zimą, i nadal brak mi słów na określenie, jakim polotem i jaką wyobraźnią wykazał się Dukaj. Weźmy pierwsze zdanie: "14 lipca 1924 roku, gdy przyszli po mnie czynownicy Ministerjum Zimy, wieczorem tego dnia, w wigilję syberjady, dopiero wtedy zacząłem podejrzewać, że nie istnieję." Czujecie ten klimat?

Generalnie "Lód" przedstawia alternatywną historię, w której meteoryt tunguski sprowadził na świat anioły lodu - lute, istoty, które wpływają na klimat, skuwając wschodnią Europę lodem, ale wpływają również na historię, powodując jej zamrożenie. Tym samym Polska nadal znajduje się pod zaborami, a główny bohater, matematyk i hazardzista Benedykt Gierosławski (postać nijaka niczym Frodo Baggins, czyli klasyczny everyman) otrzymuje od rządu carskiego misję odnalezienia ojca, który za działalność niepodległościową został zesłany na Syberię i, jak głoszą plotki, porozumiewa się z lutymi. Bohater wsiada w kolej transsyberyjską i mamy teoretycznie klasyczną powieść drogi, odkrywanie siebie w trakcie misji itp. - z tym że to jest tylko jeden trop. A tropów jest cała masa, klasyczne elementy fabularne są przepisywanie, dekonstruowane, odkrywane na nowo i wywracane na lewą stronę.

Powiedzmy sobie szczerze, że "Lód" wymaga pewnego wyrobienia od czytelnika. Archaiczna stylizacja językowa, wyżej wspomniane tropy literackie oraz alternatywna fizyka świata przedstawionego nie zaciemniają fabuły i stanowią wartość samą w sobie. Bardzo istotne dla konstrukcji świata przedstawionego są również pojęcia logiki dwuwartościowej i rozmytej, a jak ktoś ma tendencje do rozkminiania, to równie dobrze może przejść z tego punktu prosto do fizyki kwantowej, materiału do przemyśleń mamy tutaj zresztą mnóstwo. Przychodzi mi na myśl również Hegel, ale pan od filozofii mówił, że nawet Hegel nie rozumiał Hegla. Warto wspomnieć również o postaciach historycznych pojawiających się w książce, a mianowicie Piłsudskim, Rasputinie i Tesli. Chciałabym napisać, że każdy znajdzie w tej książce coś dla siebie, ale nie mogę. "Lód" jest po prostu inny niż wszystko.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...