Kolejna złota myśl: "Mężczyźni są zaborczy. Każdy z nich lubi wiedzieć, że inni mężczyźni niełatwo dotrą tam, dokąd on stara się dotrzeć". A może boją się porównania, lol xD Wg poradnika mężczyźni przed seksem nie myślą jasno (idealna sytuacja, żeby takiego typa zmanipulować), nie interesuje ich twoja osobowość, ani to, że rano lubisz zjeść pączka i wypić kawę z odtłuszczonym mlekiem (w kulturze amerykańskiej to chyba zajebiście ważna sprawa określająca danego człowieka), natomiast po seksie, jak już "sobie ulżą" - odzyskują świadomość. Dlatego trzeba trzymać typa jak najdłużej w stanie zamroczenia, a zanim się zorientuje, będzie nosił na tobą torebkę, stawiał drogie kolacje i poznawał rodziców. Minimalny okres abstynencji po poznaniu to miesiąc. Większość facetów kalkuluje koszty zaruchania (dwie kolacje, x drinków, kwiaty itp.), natomiast zołza "bez względu na możliwości jego budżetu, wymaga, żeby wszystko wydał na nią". Osobliwy materializm pod płaszczykiem wyzwolenia.
Zołza wie, że ma do zaoferowania więcej niż seks i decyduje się na niego, gdy przyjdzie na to prawdziwa ochota. No dobra, a co jak ochota przychodzi wcześniej niż po miesiącu? W całym rozdziale rzuca się w oczy założenie, że seks dla kobiety jest zawsze kosztem emocjonalnym (a co, jeśli nie jest?), natomiast dla faceta - ulżeniem sobie, spuszczeniem z kija, czynnością oddzieloną od emocji. Kolejny patriarchalny stereotyp, który odbiera mężczyznom prawo do posiadania uczuć, podczas gdy facet też może zostać wykorzystany. Ale zdaniem autorki kiedy typ "dostanie to, czego chce", to kończą się kwiaty i kolacje przy świecach, stanowiące wyraz dziwnie pojmowanego szacunku, natomiast przy czekaniu z seksem taki "szacunek" wejdzie mu w nawyk. Czyli klasyczna tresura. Wiecie co? Walą mnie kwiaty i kolacje przy świecach. Chcę być partnerką, a nie księżniczką.
Autorka opisuje następnie "plan racjonowania cukierków" (dokładnie tak to zostało nazwane) - no kurwa, powinnam prowadzić chyba taki kalendarz. Na drugiej randce całowanie, żeby nie pomyślał, że jestem łatwa, po trzech tygodniach profilaktycznie trzeba zacząć nosić ładną bieliznę, po miesiącu można przejść na wyższy level, a przy tym cały czas starać się trzymać typa w niepewności, żeby sobie narobił nadziei i chodził jak na smyczy. Gdzie tu miejsce na spontaniczność? Można pogłaskać po kolanie, ale nie przechodzić wyżej. Skomplementować jego perfumy, ale broń borze nie robić aluzji seksualnych. Nie żartować na temat seksu. Całować się tylko w miejscach publicznych. Nie dopuszczać do obmacywania się w samochodzie, ponieważ jeśli facet ma nowe BMW, to kupił je w wiadomym celu. Zaczynam odnosić wrażenie, że autorka obraca się w towarzystwie dyskotekowych ruchaczy.

Kolejny rozdział opatrzony jest podtytułem "Jak go przekonać, że jest panem sytuacji, podczas gdy to ty trzymasz ster". Dalej trochę pierdół o tym, jak to facet nie zapyta o drogę i że jak chcesz, żeby skręcił w prawo, to musisz mu powiedzieć, żeby skręcił w lewo. I najlepsze - historia laski, która zabiła żmiję w ogrodzie, powiedziała o tym swojemu chłopakowi, przez co on poczuł się mało męski i nie mógł osiągnąć erekcji. Wniosek taki, żeby pod żadnym pozorem nie zmieniać przy facecie koła w samochodzie ani nawet żarówki, bo zagraża to delikatnemu męskiemu ego. Tak sobie teraz myślę, że praca na zgrzewarce musiała uczynić mnie kompletnie aseksualną. Ogólnie mężczyźni, których męskości zagraża każde gówno z gender i ciotami w rurkach na czele, kojarzą mi się z Kościołem w Polsce, który jest tak bardzo atakowany i zajebiście zagrożony przez randomowe artykuły w lewackich mediach.
Dalej moja ulubiona rada - chwalenie. I po raz kolejny traktowanie mężczyzn jak upośledzonych dzieci. Jeśli przyniesie kwiaty (motyw kwiatów jako podstawowego wyznacznika udanego związku przewija się non stop) albo wyświadczy ci przysługę, rozpływaj się w zachwytach. Udawaj słabą kobietkę i sraj żarem nad półką, którą powiesił krzywo i w złym miejscu. Jak twierdzi poradnik, nosząc spodnie, dajesz mu wyzwanie do walki i stajesz się jego PRZECIWNIKIEM, a tego bardzo nie chcemy. No kurwa, a jak jest przedstawiany facet , może jako równorzędny partner, lol. Sposób, jak sprawić, by on nie rozrzucał skarpetek - zrobić mu z kosza na pranie obręcz do koszykówki. Następnie następuje długa litania o tym, jacy mężczyźni są upośledzeni, ponieważ zachlapują łazienkę, używają ręczników do twarzy do wycierania podłogi, a w międzyczasie kilkakrotnie przewija się motyw oddawania czeku z wypłatą kobiecie (pochwal go, a potem przelicz, czy dobrze wypłacili nadgodziny).
Później następuje rozróżnienie dominacji symbolicznej i faktycznej (symboliczna jest wtedy, kiedy on wydaje polecenia kelnerom i otwiera ci drzwi, faktyczną sprawujesz ty). Dużo pierdolenia o tym, że mężczyźni rządzą światem, ale kobiety rządzą mężczyznami, i że równouprawnienie w związkach nie ma racji bytu. Stąd tylko krok do dawania dupy za awans, względnie za prezenty czy wykonywanie prac domowych. O ile z początku wydaje się, że książka przedstawia lukrowany świat amerykańskich seriali, o tyle później wychodzi na jaw, że de facto chodzi o stary dobry model dominacji i uległości, który sprawdza się w łóżku, a nie w życiu. Jeśli komuś pasują role jelenia i utrzymanki stosującej system kar i nagród, droga wolna. Ja się wypisuję z tego.
Na razie tyle, jak wrócę z onkologii, wezmę się za resztę.