czwartek, 2 lipca 2015

Matrix kraju kwitnącej cebuli - "Robot"

Ogarnijcie to - dopiero niedawno obejrzałam w całości "Matriksa". Klasyk, na którego w momencie premiery byłam jeszcze za mała, by cokolwiek zrozumieć, a potem jakoś tak zawsze chciałam obejrzeć, ale wszyscy już widzieli i nie zebrałam się aż do zeszłego tygodnia. Ma to niewątpliwą zaletę - mogę ocenić film z perspektywy czasu (realizacja i efekty specjalne absolutnie nie wypadają oldskulowo) i z większą znajomością szeroko pojętego science fiction, nie mówiąc już o teoriach dotyczących sztucznej inteligencji. Generalnie jest to chyba jedyna rzecz z cyber punku (nie licząc anime), która do tego stopnia zadomowiła się w mainstreamie. Zachwyt nad nowatorstwem scenariusza brał się prawdopodobnie z tego, że recenzenci w dupie byli i gówno widzieli, "Matrix" łączy bowiem pomysły pojawiające się wcześniej wielokrotnie - ale łączy je z rozmachem. Teorie konspiracyjne, myślące maszyny, życie przeniesione do wirtuala, szara maź, a do tego wschodnia filozofia i sztuki walki - to wszystko jest naprawdę zajebiste i dobrze oddające klimat epoki, niemniej jednak nie lubię tych wszystkich motywów z wybrańcami, nie lubię Endera, nie lubię Paula Atrydy, nie lubię Jezusa Chrystusa. Wolałabym również, żeby Neo zginął na końcu fizycznie i stał się wyłącznie formą wirusa w matriksie, ale mniejsza z tym.

Później wyczytałam, że spadkobiercy polskiego autora science fiction Adama "Snerga" Wiśniewskiego wytoczyli twórcom "Matriksa" proces o plagiat, który oczywiście przegrali, niemniej jednak wydało mi się to interesujące. I tak trafiłam na książkę "Robot", która w zasadzie dorównuje poziomem dziwaczności powieściom Dukaja - niestety niczym więcej.



Typowa okładka z dupy starego polskiego sf.

Wśród autorów polskiej fantastyki mamy do czynienia z nieproporcjonalnie dużą ilością oszołomów. O ile współcześnie zazwyczaj ogranicza się to do banalnego prawactwa, o tyle Snerg stworzył własną szalenie niepokojącą koncepcję filozoficzną z lekką nutą schizofrenii i teorii spiskowych. Wyszczególnił mianowicie cztery klasy istnień - minerały, rośliny, zwierzęta i umysły, przy czym każdy z nich wykorzystuje ten znajdujący się niżej w hierarchii jako pożywienie, a każdy stojący w hierarchii niżej nie jest zdolny postrzegać swojego poprzednika. Tak więc rośliny chłoną materię nieożywioną, która nie posiada żadnej umiejętności postrzegania, zwierzęta odżywiają się roślinami itd. Człowiek znajduje się między klasą trzecią i czwartą, będąc uwiązany do zwierzęcego świata poprzez biologiczne ciało, umysłem jednak plasując się o klasę wyżej - jednak ze względu na biologię nie jest w stanie postrzegać czystych umysłów.

Moim zdaniem rozważania te wykrzaczają się nieco w starciu z logiką - dla zainteresowanych po wygooglaniu można poczytać w necie eseje Snerga, momentami dość mocno odjeżdża mu peron, strasznie jedzie po powszechnej edukacji, która jego zdaniem indoktrynuje i niszczy młode umysły itp. Fascynują mnie tacy ludzie. Na koncepcji czwartej generacji istnień, która jest obecna w naszym życiu, a nie możemy jej dostrzec, opiera się powieść "Robot". Bohater niczym Neo budzi się nagi w szklanej windzie, nie posiadając żadnych wspomnień, dowiaduje się jednak, że istota zwana Mechanizmem nakazuje mu infiltrację środowiska ludzi żyjących pod ziemią. Mechanizm jednak dość słabo się stara i nie jest aż tak wpływowy jak sam sądzi, bohater bowiem przez większość czasu błądzi tu i ówdzie, podszywając się pod różne osoby, starając się uniknąć zdemaskowania i nie wiedząc za bardzo, czego się od niego oczekuje. Przez większość książki czytelnik jest równie zagubiony.

Tak mniej więcej do trzech czwartych powieści akcja ciągnie się niemiłosiernie, autorowi chodziło jednak raczej o przedstawienie swojej teorii w fabularnej formie niż o barwne opisy. Ktoś gdzieś tam chodzi, przed kimś ucieka, kogoś spotyka - bez większego sensu i wpływu na fabułę, za to atmosfera jest maksymalnie duszna i niepokojąca. Wreszcie bohater odkrywa miasto znajdujące się za lustrem, w którym prawa fizyki uległy zmianie, czas zwolnił, skrajnie zwiększyła się masa obiektów, a wszystko zmierza ku katastrofie po eksplozji tajemniczej kuli na niebie. Jest to alternatywna czasoprzestrzeń ludzi żyjących pod ziemią, sterowana przez Mechanizm. Bohater ze zdumieniem odkrywa własnego sobowtóra, siedzącego za kierownicą auta pędzącego prosto na mur - wszystko w zwolnionym tempie alternatywnej fizyki. Od tej pory stawia sobie dwa cele - dowiedzieć się, czy jest człowiekiem czy robotem i uratować samego siebie przed śmiercią w wypadku.

W sumie jak to opisałam, to brzmi nawet lepiej, niż sądziłam. Jeśli wpadnie wam kiedyś w ręce "Robot", polecam się zapoznać. Są to totalne pogranicza kultury popularnej, miejsce, w którym Wachowscy spotykają Zajdla i wspólnie raczą się LSD. Mam nadzieję, że nikt mnie po tej notce nie pozwie za naruszenie dóbr osobistych.

5 komentarzy:

  1. Zaskoczyłaś mnie z tym procesem. Nie wiedziałam nawet, że mamy naszego krajowego "Robota." Po Twoim opisie wnioskuję, że książka nieźle zakręcona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książkę porównałabym do Zajdla, chociaż jest cięższa w odbiorze. Warto przeczytać nawet w ramach ciekawostki.

      Usuń
  2. Gdyby wiśniewski był anglosaskim pisarzem to odniósł by sukces na miarę Dicka, ale był Polakiem i miał przechlapane, podczas procesu nikt nie brał go na serio, choć dziś wiemy że braciszkowie ordynarnie "zapożyczyli" całą koncepcję ale ich prawnicy "udowodnili" że "czerpali z szerokiej konwencji SF"... tyle w temacie sprawiedliwości.

    Świat Snerga wcale nie jest taki odjechany, facetowi się rzeczywistość nie kleiła (trudno było nie mieć schiza za PRL'u) i dawał temu wyraz w jedyny sposób jaki miał.

    Ps. Różnica między Enderem czy Paulem Atrydą a Chrystusem jest taka że ten ostatni chodził po ziemi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że link na wykopie przyniósł niespodziewane efekty xD
      Oddalam ten komentarz.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...