środa, 11 grudnia 2013

Delfiny to chore skurwysyny

Taki rymowany tytuł mi się nasunął. Delfiny są promowane w społeczeństwie jako urocze, zabawne istoty - tego typu propaganda trwa przynajmniej od lat 90. i nie ustaje. Przeprowadziłam szybki rekonesans i okazało się, że wciąż powstają tego typu filmy familijne. Poza tym ludzie nadal kupują takie oto badziewia:


Że już nie wspomnę o tym:


Wszystko słodko i uroczo, sama miałam okazję odwiedzić delfinarium i zobaczyć, jak te chytre gnoje śpiewają, skaczą przez obręcze i wykonują drobne prace domowe. Pod tą uroczą powierzchownością kryje się straszna prawda. Zasadniczo delfiny przypominają ludzi nie tylko pod względem inteligencji. Przeciętny szympans jest mniej więcej na poziomie czteroletniego dziecka, delfiny natomiast plasują się zdecydowanie wyżej w tej hierarchii, gdzie dokładnie - nie wiemy ze względu na barierę językową. Kto wie, być może wizja Douglasa Adamsa opisana w "Cześć i dzięki za ryby" ziści się w przyszłości.


Zdumiewająco mało wiadomo o życiu w morzach. Mam nawet taką teorię, że jeżeli Bóg istnieje, to jest nim wielka kałamarnica. Jeżeli chodzi o delfiny, to do tej pory nie wykazują chęci przejęcia władzy nad światem, ale kto wie, co czeka nas w przeszłości.
Dosyć dużo się ostatnio słyszy o ich zwyczajach seksualnych, które pod każdym względem przypominają ludzkie. Homoseksualizm i masturbacja w świecie zwierząt to temat stary jak świat i stosunkowo lajtowy, nie słyszałam za to nigdy o przypadku wykorzystywania naturalnych otworów ciała do celów niezgodnych z przeznaczeniem u gatunków innych niż człowiek:


Że nie wspomnę o używaniu gadżetów:



Jak to u rozwiniętych ssaków bywa, wychowywanie młodych trwa dobrych kilka lat i w tym czasie samica nie jest zainteresowana seksem. Samce znalazły na to sposób. Łączą się w gangi, porywają płodne samice, sprzedają je w zamian za tereny łowieckie, a nawet posuwają się (hahaha) do dzieciobójstwa. Znane są też przypadki dokonywanych przez nie masakr morświnów, których geneza jest nieznana - może mylą je z młodymi delfinami, a może to jakaś podwodna wersja Tutsi i Hutu?

Zdarzają się również gwałty międzygatunkowe, i to nie tylko między butlonosymi a tropikalnymi:


Podsumowując, te pozornie przyjazne morskie ssaki mają z nami wiele wspólnego. Myślę, że wytwórnia Asylum powinna zainteresować się tym tematem. Rekin-duch i rekin-cyckojad to tak naprawdę żadne zagrożenie w porównaniu do delfiniego gangu, porywającego ludzi w celu seksualnego wykorzystania przez całe stado.

niedziela, 8 grudnia 2013

Do czego byście się nikomu nigdy nie przyznały by Kafeteria, najlepsze wpisy i podszywy

Kafeteria jest to forum internetowe, stanowiące jedyny w swoim rodzaju internetowy rezerwat osobników (szczególnie płci żeńskiej) z niespotykanymi problemami, słabą znajomością języka polskiego i specyficznymi poglądami, będącymi wybuchowym miksem małomiasteczkowego folkloru i wiedzy o świecie czerpanej z Trudnych Spraw/Świata Kobiety. Powstał nawet funpag na facebooku gromadzący najbardziej osobliwe wątki. Niektórych jednak nie da się streścić, a stały się kultowe dzięki wielostronicowym rozkminom na tematy typu "jakie obleśne rzeczy robią wasi faceci?"

Swego czasu zebrałam trochę dziwnych cytatów z równie znanego wątku "do czego byście się nikomu nie przyznały". Z tego, co widzę, wątek rozrósł się obecnie do niewyobrażalnych rozmiarów, a przebijanie się przez to jest trochę jak strzelanie z wiatrówki do dzieci - niby śmiesznie, ale na dłuższą metę męczy i niesmak pozostaje.

Na sam początek jedziemy z podszywami. Podszyw jest to specyficzne zjawisko, wynikające z możliwości pisania na Kafe bez założonego konta. Polega na pisaniu pod czyimś nickiem niewyobrażalnych pierdół, przybierających nierzadko bardzo kreatywne formy. Enjoy:

Moja mama na swieta zawze robi bigos , mieszkamy na wsi i jest nas sporo , wiec bigos jest przygotowywany w naprawde duzym garnku.
I jak nikt nie widzi , ja zakradam sie do kuchni i ten bigos w tym duzym garnku mieszam swoja glowa ... , troche to glupie , ale mnie to podnieca


To ja tez cos mam . Mieszkam sama i nikt o tym nie wie , no teraz wy bedziecie wiedzieli (az mi glupio na sama mysl) . Ale ok ,..
Bulki i chleb kroje lokciem , czasami kolanem ...


-jem kozy (ostatnio upatrzyłam sobie jedną na łącę, zamordowałam ją zabytkowym bagnetem i spożyłam na surowo, oczywiście oprócz rogów i kopyt)
- włamuję się do elektrowni jądrowych we Francji, Szwecji i Holandii i psuję złośliwie systemy chłodzenia reaktora
- czytam Biblię od tyłu i nagrywam to na dyktafonfon z przyspieszeniem, potem puszczam to znajomym i mówię, że diabeł zostawił mi to pod wycieraczką


Dodam, że wieczorami chodzę do parku miejskiego. Rozbieram się do naga i biegam na czworakach z watahą bezpańskich psów.
Walczę z nimi o wyschnięte zdechłe wrony, pożerając je łapczywie szczególnie smakując tłuste białe gąsienice. Piór ogonowych używam jako wykałaczek.


notorycznie obgryzam sobie pępek i wącham swoje gałki oczne

zakładam na siebie prześcieradło tak że jestem cały okryty, a na głowie mam papierowa torbę,
na jakis kij nabijam kawałek starej opony i podpalam ją, a później bieam w nocy po osiedlu i krzyczę, że jestem duchem



Klasyka gatunku, aż się łza w oku kręci. Pozwolę sobie pominąć wpisy o sraniu, rzyganiu, seksie analnym i innych takich atrakcjach, a uwierzcie, że jest tego mnóstwo. Wybrałam jeszcze trochę śmiesznych i ciekawych:

mysle czesto otym ,ze moj facet ginie w wypadku, ktory jest tak tragiczny, ze pokazuje je w tv,a ja ogromnie rozpaczam, a potem czuje sie wolna, bo jestem piekna, samotna dziewczyna, ktora bez problemu moze kochac sie z kim chce

Kradłem bolce z kasowników aby nie można było kasować biletów

zabijam motylki na papierze toaletowym (czyt. składam ręce jak pistolet i strzelam w każdego motyla, mam przy tym taki ubaw, że siedzę w kiblu pół godziny (nie każdy, kto zajmuje długo łazienkę ma problemy żołądkowe albo przesadnie dba o wygląd)

kręcą mnie faceci z wiertarkami (w sensie, że lubię patrzeć, jak facet przywierca coś do ściany.) (TEŻ TAK MAM)

jak mnie klient (facet) wkurza w firmie to mu robie kawe w najbardziej pedalskiej filizance ze spodkiem i musi siedziec jak ta ci*** a ja mam satysfakcje msciwa jestem niemilosiernie ;p (cały czas się zastanawiam, jak wygląda pedalska filiżanka)

wyrzucam kondony przez okno i zwalam na sąsiadów ;d (KONDOMY!!! tak poza tym to polski standard sądząc chociażby po trawnikach koło akademików)

- suty mi stają na samą myśl o nagich polcjantach - ahhh...
- chcę być taka jak doda
- mam różową komórkę,
- a zawsze przy sobie noszę żyletkę w razie gdyby odechcialo mi sie istniec


tak dla jaj wypożyczam książki z bibliotek, czytam je, a potem wyrywam kartki i inne wklejam.

przed zaśnięciem wyobrażam sobie że jestem władczynią królestwa i wjeżdżam do niego pięknie ubrana a wszyscy wiwatują na moją cześć (k.. a mam 28 lat)

robilam swojemu Misiowi loda w toalecie na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim (bede sie smazyc ;-( )

ja kiedys skleilam w sklepie 4 skoroszyty i babka w tesco policzylaq jako 2 (HARDKOR)

Masturbuje się kremem w tubce GARNIERA- CZYSTA SKÓRA A- krem nawilzający usuwający niedoskonalosci skóry. (przeciwzmarszczkowy daje lepsze doznania)

I najlepsze:

kiedys, jak budowali Metro Politechnika, to zaj**alismy koparke, taka wielka, pociagnelem za jakas dzwignie, koparka ruszyla z miejsca, to byla taka gigantyczna na gasiennicach, poruszala sie jakby w zdluz tego wielkiego wykopu, pamietam tylko jak uciekalem i przeskakiwalem przez plot, to byl najwiekszy pojazd jakim kiedykolwiek jechalem, mam nadzieje, ze nic nie zniszczyl jadac dalej, kiedy ja uciekalem pozdrawiam Panow Robotnikow


Z cyklu wspomnienia z dzieciństwa:

jako dzieciak tak bardzo marzyłam o spróbowaniu narkotyków, że robiłam skręty z dodatkiem kadzidełek o zapachu \'opium\'

jak byłam mała pół dnia stałam i waliłam głową w ściane (tak z nudów) (to tłumaczy, dlaczego piszesz na Kafeterii)

równiez za młodu kupiłyśmy cukierki z orzechami ale były nie dobre i ulepiłśmy z tego gówno [pomyslcie jaka to była wielkość skoro cukierków było ponad 2 kg] które wylądował w sobote wieczorem na mostku sasiada, najlepszy były minu ludzi którzy rano w niedziele szli do kościoła

podczas leżakowania w przedszkolu wychodziłam do łazienki (niby na siku) i wprdalałam cudze pasty do zębów (np. o smaku koli, truskawek itp.)

Z tego poniżej nie mogę:

A ja jak miałam 14 lat,sama ze sobą bawiłam się w czarodziejkę z merkurego (pamiętacie tą bajkę?) no i tak "wdziecznie" naśladowałam jej pozę,że złamałam nogę w kolanie i runęłam jaka długa.ostatkiem sił,zaciskając zęby z bólu dotarłam na kanapę i zakryłam się kocem.starsi się kapneli,że coś jest nie tak dopiero gdy wołali mnie przez godzinę na kolacje a ja nie złaziłam.powiedziałam,że spadłam z kanapy i że wystarczy przyłożyć okład z kwaśnej wody nie dali się nabrać-pogotowie-kilka miesięcy w gipsie i pół roku rehabilitacji :/

Ale generalnie nie radzę zagłębiać się w ten wątek, chyba że w desperacji, siedząc na chorobowym czy coś w tym stylu. Można stracić wiarę w ludzkość. Zdrady, kradzieże, twarde dragi, gwałty, w sumie to nie zdziwiłabym się, gdyby jakiś wpis stamtąd był dowodem w sprawie Mamy Madzi. Wiecie, coś w tym stylu:

sobota, 7 grudnia 2013

5 typów ludzi dzwoniących na infolinię # 1

Boję się, że kiedyś napiszę autobiografię zatytułowaną "Całe życie na słuchawach". Jeżeli nie można czegoś zabić, należy się z tego śmiać, dlatego dzisiaj pośmieję się z klientów.

1. Człowiek Starszej Daty


Charakterystyka: On się nie zna na tych wszystkich nowościach.

Typowa rozmowa:
- Pani, ja od razu mówię, ja jestem człowiek starszej daty, ja się nie znam na tych wszystkich nowościach!
- Dobrze, co się stało?
- Pani, bo ja to tylko telegraf i gołębie pocztowe, tera se telefon kupiłem, ja jestem człowiek starszej daty!
- I co z tym telefonem?
- Pani, my to nokio 3310 żeśmy Niemców zabijali, ja jestem człowiek starszej daty!
- To ile ma pan lat?
- Pięćdziesiąt.

Bycie Człowiekiem Starszej Daty to nie kwestia wieku, ale mentalności. Niczym prezes Kaczyński uważający nieposiadanie konta bankowego za jakiś godny pochwały przejaw konserwatyzmu, Człowiek Starszej Daty będzie bronił jak niepodległości dyskietek 5,5 cala i meblościanek. Należy zignorować utyskiwanie, być może za rok kupi sobie taką skrzyneczkę, w której jest ten cały internat.


2. Erotoman-gawędziarz

przepraszam, musiałam

Charakterystyka: Nie odpuści kobiecemu głosowi w słuchawce, choćby był to bot.

Typowa rozmowa:
- W czym mogę pomóc?
- A to zależy, gdzie pani mieszka, hehehe.

Erotoman nie wspomina zazwyczaj o seksie, to byłby już przypadek ekstremalny. Pieprzy farmazony o kawkach, delegacjach, które rzekomo miewa w każdym polskim mieście, kwiatkach, zimnych nocach itp. Erotoman-gawędziarz lubi sobie pogadać, ale chyba nie do końca uświadamia sobie, że głos nie mówi wszystkiego o człowieku. Miałam znajomą, która pracując w call center notorycznie trafiała na gawędziarzy. Przepiękny, głęboki kobiecy głos i 120 kilo wagi.
Znałam również gościa, z którym z kolei chciały umawiać się klientki, ale to był przypadek jeden na milion, ciepły i niski głos spikera radiowego.


3. Pan Biznesmen


Charakterystyka: Prowadzi handel obwoźny skarpetami i z jego tłustych dolarów bierze się moja wypłata.

Typowa rozmowa:
- Ja jestem u was w sieci już pińdziesiąt lat, mam przed sobą ulotkę z sieci X, dają mnie to, to i to i ja się pytam, CO PANI NA TO i co mnie proponujecie.
- W ramach abonamentu za czterdzieści złotych miałby pan...
- Ło Jezu, co tak drogo, ja pójdę z torbami, pani mnie przełączy do KIEROWNIKA!

O początkach takich biznesów można poczytać chociażby u Michała Witkowskiego. Funkcjonują do dzisiaj i to całkiem nieźle, mimo że Pan Biznesmen ledwie ogarnia podstawy obsługi mikrofalówki. Za to chce mieć IPhone'a S5 w kolorze złotym za złotówkę, abonament za dwie dychy i fakturę wysyłaną pocztą. Potem dzwoni z ryjem, że automatyczne aktualizacje nabiły mu rachunek za grube miliony i ponownie chce rozmawiać z KIEROWNIKIEM.


4. Paniusia

jestem zniesmaczona!

Charakterystyka: Jej osoba jest bynajmniej kulturalna.

Typowa rozmowa:
- Proszę PANIĄ, ja na mojego BLACKBERRY dostaję wiadomości od jakichś seks randek, to jest skandal, tu są dzieci!
- Z jakiego numeru?
- Proszę PANIĄ, ja nie muszę tego wiedzieć, ja jestem nauczycielką, pani sobie sprawdzi W TYM SWOIM KOMPUTERKU! Jak miałam IPHONE'A to tak się nie działo, tu są dzieci, ja złożę POZEW DO PROKURATURY!

Ignorantka i prostaczka, która uważa się za drugą księżną Kate. Ogląda głównie "M jak miłość", ale w liceum przeczytała "Mistrza i Małgorzatę", więc jest intelektualistką. Często bywa zszokowana, zniesmaczona, lubi zamknąć się z aromatyczną kawusią i pachnącą wanilią świeczką w swoim małym Soplicowie na pięćdziesięciu metrach w bloku, ponieważ dzisiejszy świat schodzi na psy i wszelkie wartości upadają. Po tym jak na przejściu ochlapał ją samochód, przez miesiąc dochodziła do siebie na oddziale psychiatrycznym.


5. Człowiek-Wata

to narasta i narasta, jeśli tylko na to pozwolisz...

Charakterystyka: To jest taki facet, taki hm, jakby to powiedzieć, w sumie to czasem też baba, ale niekoniecznie, zresztą mniejsza z tym, generalnie rzecz biorąc to on jakby dużo mówi, ale zasadniczo, tak w gruncie rzeczy to, hm, tak jakby właściwie to mało, no bardzo mało, niewiele w tym takiej jakby treści.

Typowy monolog:
- Bo wie pani, ja byłam na poczcie, ale takie kolejki były, bo to tak zawsze w soboty, to poszłam do banku, ale już zamknięte było, ale spotkałam szwagierkę po drodze, i ona mnie powiedziała, że ona to zawsze przez internet płaci, ale ja to tak nie korzystam, [uwaga na zabójcze combo - Człowiek-Wata Starszej Daty!] a ona ma telefon w sieci X, to ja jej mówię, że mniej by płaciła u was, no ale poszłam potem na tę pocztę, jak wróciłam z targu...
(trzy godziny później)
...no i chodzi o to, że ja już dzisiaj zapłaciłam tę fakturę, może mi pani powiedzieć, czy już się zaksięgowało u was?


Już niedługo możecie spodziewać się drugiej części, zapraszam również na świeżo upieczony fanpage.

piątek, 6 grudnia 2013

Szatan nie dostał żarcia, czyli wspomnienia z pobytu w Areszcie Śledczym

Areszt śledczy w Toruniu to przepiękny historyczny budynek, jako jeden z trzech w Europie zbudowany na planie panoptykonu. W środku syf i mogiła, rezydenci nie mając możliwości udania się na most, kontynuują miejską tradycję w inny sposób.

Miałam okazję spędzić trochę czasu po drugiej stronie krat, w sumie to między jednymi a drugimi, w sumie to za bramą a przed kratami... mniejsza. Przyjmowaliśmy osadzonych na tzw. przejściówkę i zaprawdę powiadam wam - ostatnie zmiany w kodeksie karnym nie tylko były konieczne, ale byłyby pierwszym krokiem w stronę normalności, gdyby nie generalna praktyka pisania przepisów w domu na kiblu, bez planu, całościowego spojrzenia i takich tam. W każdym razie co się napatrzyłam na trzęsących się dziadków złapanych po raz trzeci za jazdę rowerem po pijaku, to moje. A jeżdżą po pijaku, bo są alkoholikami i wszystko robią po pijaku, po pijaku rąbią również drewno, stwarzając zdecydowanie większe zagrożenie, a jakoś nikt ich za to do więzienia nie wsadza. Podobnie alimenciarze - niby pozbawienie wolności jest taką ostateczną groźbą, ale z ekonomicznego punktu widzenia nie ma to żadnego sensu.

Podobnie zresztą 20-letni studenciak przyłapany z piętnastoma gramami na handel - nie wiem co prawda jak sytuacja się skończyła i biorę poprawkę na miejskie legendy o ludziach idących siedzieć za jednego skręta, ale nie wierzę, by pobyt w więzieniu miał w tym przypadku jakikolwiek pozytywny wpływ. Teoretycznie mogli go wsadzić, mam jednak nadzieję, że dostał zawiasy.


iluminacja z okazji Festiwalu Skyway 2010

Było natomiast kilka ciekawych przypadków z nieco innej, hm, półki? Chociażby pan byznesmen, który narobił przekrętów podatkowych plus jakieś tam wyłudzenia/oszukiwanie kontrahentów na łączną kwotę rzędu miliona. List gończy wisiał przez dwa lata, dwa lata facet się ukrywał i sądzono, że siedzi za granicą, tymczasem policja go zgarnęła, kiedy po pijanemu PRZEWRÓCIŁ SIĘ na samym środku Szerokiej. Kiedy przyprowadzono go z dołka do aresztu, płakał jak dziecko.

Ponieważ więzienia pozostają ostatnim bastionem tradycyjnych form korespondencji, niektórzy osadzeni zaczynają traktować pisanie jako hobby, co przybiera różne formy - jedni piszą do kilku dziewczyn jednocześnie (KOCHAM CIE BARDZO I TENSKNIE PSZYŚLIJ MI TELEWIZOR BO OCHUJENIA DOSTANE), inni uwielbiają składać skargi. Do tej drugiej grupy zaliczał się facet nazwiskiem Szatan, który codziennie pisał do administracji z problemami typu "czemu ktoś tam dostał dziś dyżur na kuchni a ja nie". Pewnego dnia do biura wpadł strażnik z okrzykiem, że "jest faza, Szatan nie dostał żarcia". Otóż Szatan jechał na sprawę do innego miasta, przed wyjazdem miał otrzymać prowiant na drogę i o ten właśnie prowiant chodziło. Szatan oczywiście dostał żarcie, chciał po prostu namącić, faza była, kucharz musiał pisać oświadczenie, że żarcie wydał. Takie są skutki nadmiaru wolnego czasu.

Jak wiadomo, Wietnamczycy są narodem przedsiębiorczym i pracowitym. Za czasów mojego pobytu w AŚ czekała na sprawę ekipa, która zajmowała się uprawą marihuany - trzeba przyznać, że mieli rozmach. W trakcie procesu wyszło na jaw, że dom wynajmowany był przez nich na cudze dokumenty, ponieważ wynajmujący i tak nie byli w stanie odróżnić jednego Azjaty od drugiego. Miałam niepowtarzalną okazję wypisywać im przepustki, z siedmiu facetów czterech nazywało się Nguyen, a podobno nie byli spokrewnieni, w dodatku na przepustkach trzeba wypisywać imię matki i ojca, które również były nie do odróżnienia. Na aktach znajdowała się informacja dla konwojentów, że osadzeni są szczególnie niebezpieczni, ponieważ znają KARATE i zaleca się kajadany na ręce i nogi. Autentycznie. Gdyby nie czujność stróżów prawa, byłaby szansa na lokalne Breaking Bad w stylu polsko-wietnamskim.

taka sytuacja

Większa akcja tego typu miała miejsce pod Włocławkiem - produkcja amfetaminy odbywała się w kotłowni, standardowo producenci wpadli przez zbyt duże rachunki za wodę. Obecnie całe laboratorium (działające) znajduje się w szkole policyjnej w Szczytnie, mam gdzieś zdjęcia, które postaram się zamieścić w którejś z kolejnych notek :)

wtorek, 3 grudnia 2013

O przyjaźni polsko-mongolskiej i słabych reklamach

Moja babcia ma znajomą, a znajoma ma w bloku sąsiadów. Sąsiad pochodzi z Mongolii, ma żonę Polkę oraz syna. Mieszkają w Polsce już kupę lat i ostatnio odwiedził ich dziadek, w Mongolii pracujący jako chirurg. Jako że z wizą i dojazdem jest trochę kłopotu, został na parę miesięcy. Rodzina w pracy/szkole, nudziło mu się, to sporo czasu spędzał u sąsiadki. Jakieś było jej zdziwienie, kiedy pewnego dnia spytał, czy faktycznie zgodnie z polską tradycją dziewczyna odwiedzając chłopaka kładzie mu się do łóżka...
O co chodziło? Otóż nastoletni wówczas syn został przyłapany przez dziadka w jednoznacznych okolicznościach, w dodatku w czasie, gdy powinien być w szkole. Aby jakoś wybrnąć z sytuacji, wcisnął kit o nietypowej polskiej tradycji.

I wisienka na torcie. Pytam moją babcię:
- A po jakiemu twoja znajoma rozmawiała z tym facetem?
- No chyba po mongolsku...?

Już po raz kolejny odbył się plebiscyt Chamlet, w którym wybrane najgorsze polskie reklamy. Wśród nominowanych znalazły się dwa lokalne akcenty...


Lepsze strony Torunia.


Patrząc na to, mam dwa skojarzenia - albo dzieci robią się grube od jedzenia parówek od Gzelli, albo same parówki robi się z dzieci. Trochę jak w Krainie wódki Mo Yana.

Ale moim absolutnym faworytem jest ta reklama, niestety nienominowana:

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Muzyczne dramaty mojego dzieciństwa

Zanim w gimbazie przerzuciłam się na Metallikę, Nirvanę, Black Sabbath i inne popularno-alternatywne gówna dla brudów, siedziałam w mainstreamie po uszy jak każde dziecko w podstawówce. Ostatnio obejrzałam ten skecz, przedstawiający świat, w którym muzyka poza popem została zakazana. Wspomnienia powróciły - wspomnienia straszliwych czasów rybaczek, oczojebnych kolorów, małych plecaczków, koszulek polo i czapek bejsbolówek. Tym samym powróciły wspomnienia, które zniszczyły mi dzieciństwo i nie był to bynajmniej kolejny odwyk Kevina Samego w Domu.

1. Enrique Iglesias i jego występ, który bezlitośnie obnażył brak jakiegokolwiek talentu do śpiewania. Obecnie dla każdego jest raczej jasne, że tego typu "artyści" nie wykonują sami utworów na koncertów, ale wtedy to był SZOK. Pamiętam, że koleżanka przyniosła do szkoły Tele Tydzień, gdzie ogromne nagłówki głosiły OMG ENRIQUE IGLESIAS OSZUSTEM! :D Poniżej można obejrzeć słynny występ:



Najgorsze jest to, że koleś żyje i ma się dobrze, a nawet nagrywa z gwiazdami typu Pitbull kawałki tak żenujące, tak maksymalnie gówniane, że nawet nie zalinkuję, możecie szukać na własną odpowiedzialność.

2. Lena Katina i Julia Wołkowa tworzące słynny swego czasu duet Tatu okazały się wbrew publicznym deklaracjom być całkowicie hetero. Ponownie - dorosły człowiek ogarnia, że takie zespoły są wybierane na castingu, a sama koncepcja starannie przemyślana przez marketingowców, niemniej jednak kiedyś wierzyłam w ich szczerość. Mało tego, na dyskotekę szkolną w szóstej klasie podstawówki przyszłyśmy z koleżanką przebrane w charakterystyczne spódniczki w kratkę, koszule i krawaty, na co pani polonistka poleciała do mojej mamy z oburzeniem, że CO ONE SOBO REPREZENTUJO. Piękne czasy.

Kiedyś dziewczyny wyglądały świetnie, teraz najwyraźniej coś poszło nie tak:


3. Sprawa nieco bardziej aktualna, ale wciąż bolesna. Kolejny idol dziewcząt, Ricky Martin, ujawnił swoją orientację seksualną. Wnikliwa lektura Pudla potwierdziła moje przypuszczenia - Ricky był przez wiele lat pod presją menadżerów, a homoseksualizm kłócił się z jego starannie wypracowanym scenicznym wizerunkiem. Ciekawe tylko, czy wieloletnia partnerka o tym wiedziała :P


A tak na serio, to czy on kiedykolwiek wyglądał na hetero?

czwartek, 28 listopada 2013

Biomet niekorzystny # 3 - mężczyzna ma misję

Jutro rozpoczynam Pierwszy Weekend od Miesiąca i sama nie wiem, co ze sobą zrobić i jak to przeżyję. Na pewno trzeba będzie usiąść z ludźmi i popierdolić o głupotach. Bez specjalnego pretekstu i takie tam - a nie każdy ma taką możliwość, o czym poniżej.
Na poranną zmianę mam okazję jeździć autobusem z radosną ekipą dziewczyn pracujących na kasie, przy czym miejsce pracy to tylko jedna z wielu informacji, jakie posiadam na ich temat. Gdybym nie zaczęła przezornie zabierać empetrójki, znałabym codzienne menu, aktualną sytuację rodzinną, choroby, stosowaną technikę depilacji... Coś nie do ogarnięcia - dwadzieścia minut nieustannego nawijania o pierdołach, na zasadzie ło jezu te mandarynki na promocji a to dobre świeże, a na zabawki a co na prezent dla małego, a ja mam urodziny w grudniu i moja koleżanka też, ło jezu to tak jak wujek Staszek ze strony babci, a wczoraj mniej ludzi było, a zimno, a to, a sramto. No właśnie - zimno, ciemno, godzina siódma rano, a te mają siłę i ochotę gadać non stop.
Wyżej opisana sytuacja potwierdza stereotypy dotyczące kobiet, które rzekomo - w przeciwieństwie do mężczyzn - trwonią czas na bezproduktywnych plotach.

Napiszę coś mało poprawnego politycznie, ale to jest prawda i mężczyzn to nie dotyczy. Ponieważ mężczyzna ma misję. Każda drobna naprawa, wyprawa po karnisz do Obi, czyszczenie wykładziny, a nawet przygotowywanie bigosu wymaga co najmniej dwóch samców plus ew. jednego w charakterze asysty. Nie bez przyczyny najpopularniejsza ekipa remontowo-budowlana w naszym kraju to Mietek ze Szwagrem. Chuj z tym, że efekty takiej działalności bywają opłakane, a sama działalność służy za pretekst do innych poczynań.


Znajomemu popsuł się kiedyś komputer. Zawołał sąsiada, sąsiad wpadł z jakimś piwem, posiedzieli, podumali i stwierdzili, że prawdopodobnie padł dysk. Poszli pożyczyć dysk od kolegi, żeby go podłączyć i zobaczyć co dalej, wrócili z dyskiem, kolegą i wódą, po czym zabrali się za testowanie sprzętu.
Obudzili się na drugi dzień, leżąc tuż przy rozkręconym komputerze. Dodajmy, że rozkręconym dokumentnie, co do jednej, najmniejszej śrubki. Nawet jakieś minimalne śrubeczki od radiatora były wykręcone i walały się wśród rozrzuconych zwłok, petów i produktów przemiany materii. Oczywiście winnych brak i nikt nic nie pamiętał.

Dlatego na przyszłość pamiętajcie - śluby są dla brzydkich i ze wsi:


Jesień już Panie, a ja co prawda mam dom, lecz jak co roku o tej porze przychodzi pora na lekturę poezji. Tym razem daruję sobie Tkaczyszyna-Dyckiego i cykl o niemaniu domu. Zauważyłam, że mało w necie Georga Trakla, postanowiłam to nadrobić, sięgnąć po wersję papierową i wrzucić mój ulubiony utwór tego autora - Ludzką nędzę. Ekspresjonizm, w sumie w tym wierszu jest całe życie.

Zegar, co w słońcu wybija pięć razy -
Samotnych ludzi chwyta ciemny dreszcz,
Z ogrodu płynie szum bezlistnych drzew,
Za oknem miga cień Zmarłego twarzy.

Może dlatego, że czas w miejscu staje.
Modre obrazy przed oczyma grają
W rytm statków, co się na rzece huśtają.
Pochód siostrzyczek wionie na bulwarze.

Dziewczęta bawią się blade i ślepe,
Jak Kochankowie się we śnie splatają,
Może to muchy nad ścierwem śpiewają,
A może w łonie matki płacze dziecię.

Z rąk lecą astry modre i czerwone,
Usta Młodzieńca mrą obce i dziwne;
Powieki drżą łagodne i lękliwe;
Woń chleba wionie w męczącej gorączce.

I zda się, że skądś krzyk okropny słychać;
Piszczele świecą w murach zawalonych.
Złe serce śmieje się w pięknych pokojach;
Przy Marzycielu jakiś pies przemyka.

W ciemności pusta trumna gdzieś się gubi.
Mordercy blado się przestrzeń rozjaśnia,
Gdy w nocnej burzy rozbłyska latarnia.
Skroń białą Szlachetnego wawrzyn zdobi.

sobota, 23 listopada 2013

Sporty ekstremalne w Toruniu


Hasło widoczne na bannerze w tle zostało co prawda bezlitośnie obśmiane, szczególnie po ostatnich żenujących akcjach toruńskich żużlowców, mamy jednak jedną ekstremalną dyscyplinę, w której przodujemy.
Po słynnej akcji na moście w Toruniu rozległy się głosy, że w społeczeństwie panuje znieczulica, brak wyrozumiałości itp. Ja osobiście nie dziwię się osobom stojącym w korku, w końcu nowy most nie był jeszcze otwarty, prawdopodobnie stały tam już drugi tydzień, szef pisał wypowiedzenie, rodzina zgłaszała zaginięcie, a po moście krążyli sprzedawcy obwoźni hot-dogów i kawy.

Tymczasem sierżant z toruńskiej policji przyznaje, że - cytuję - "tylko w tym miesiącu były trzy takie próby". Wystarczy skorzystać z wyszukiwarki, by znaleźć kolejnego artystę. Słyszałam również o skoku z mostu kolejowego, który z oczywistych przyczyn (zbyt mała wysokość) nie mógł zakończyć się sukcesem. Dla spragnionych kontaktu z naturą ciekawą propozycją może być skok z drzewa.


Nasuwa się pytanie - dlaczego zamiast tamować ruch na mieście sportowcy nie skorzystają z przepięknych plenerów osiedla Rubinkowo? Widoki niezapomniane, a i efekt pewniejszy. Otóż znajomy mieszka w wieżowcu widocznym na zdjęciu powyżej. I faktycznie miewa wrażenia niczym kolejarz w pracy, skaczą jak pojebani, dniem i nocą, na główkę, na bombę, na Małysza, jako prawdziwi blokersi niezmordowanie kontynuują tradycję rozpoczętą przez znanego rapera Magika.

Stąd mój pomysł, aby wypromować nowe hasło reklamowe "Toruń - city of suicide", pozyskać fundusze unijne i uczynić z jakiegoś urokliwego punktu polski Golden Gate albo las Aokigahara. Może być most kolejowy, który jest całkiem malowniczy, a problem wysokości można rozwiązać np. umieszczając w miejscu lądowania pręty zbrojeniowe lub inne ostre obiekty.


Dla zainteresowanych tematem polecam również świetny skecz George'a Carlina:


wtorek, 22 października 2013

Zatrzymanie kogutka

Kolejna historia z wykładu. Otóż przed wejściem Polski do UE w niektórych środowiskach kwitły nastroje typu "OMG Niemcy zabioro nam ziemię", aby więc poprawić wizerunek UE w oczach polskiego rolnika, utworzono fundusz SAPARD. Fundusz został bardzo dobrze przyjęty i wyssany do ostatniego grosza, a za otrzymane środki można było sobie kupić kombajn, krowę czy kogutka.
I tak 31 grudnia policja została wezwana do wsi pod Toruniem w sprawie kradzieży. Na miejscu okazało się, że ukradziono kogutka. Policjanci się wkurzyli, myśląc, że chłop już sobie popił, że zawraca dupę, że powinien to sam rozwiązać itp. Ale nie - pokazał unijne kwity, okazało się, że uprowadzenie kogutka kwalifikowało się już jako przestępstwo, a nie wykroczenie. W zasadzie to ciężko było uwierzyć, że kogutek może tyle kosztować, prawdopodobnie był to kogut Miecio. Na szczęście został odnaleziony bez problemu, jako że facet chwalił się pod lokalnym sklepem, jakiego ma ptaka, i padł ofiarą zazdrości sąsiada, który postanowił go sobie przywłaszczyć. Case solved, tu by się mogła skończyć cała historia, ale trzeba zabezpieczyć materiał dowodowy.

Dr N. pracował wówczas w prokuraturze. Pani prokurator odebrała telefon, słuchając zrobiła wielkie oczy, w końcu ustawiła głośnomówiący, żeby całe biuro sobie posłuchało. Dzwonili policjanci z pytaniem, co mają zrobić z zatrzymanym kogutem. Myśląc, że już zaczęli imprezę, prokurator odpowiedziała, żeby spisać protokół zatrzymania i wziąć go na dołek, po czym się rozłączyła.

Po powrocie do pracy ku swemu zdziwieniu znalazła na biurku protokół. Nie był to co prawda protokół zatrzymania osoby (bez przesady), ale protokół zatrzymania rzeczy napisany tak dokładnie, że do dziś jest pokazywany policjantom jako przykład wzorcowy. Co z tego, że zupełnie niepotrzebnie. Oprócz dokładnego opisu zatrzymanego opatrzony został sesją zdjęciową - ok. dziesięciu fotek, kogutek en face, kogutek z profila, kogutek w pełnej okazałości, kogutek od dupy strony...
Dodam tylko, że faktycznie zgodnie z zaleceniem prokurator zatrzymany przebywał na dołku. W pudełku kartonowym.

poniedziałek, 21 października 2013

Słońce Kairu - legenda wydziału

Nie planowałam kontynuować tematyki starego bloga, ale po prostu muszę podzielić się tym, co usłyszałam na zajęciach z funduszy strukturalnych. Cytatów nie będzie, będą historyjki, dzisiaj Słońce Kairu, a jutro prawdopodobnie zatrzymanie kogutka.

Dr N. specjalizuje się w prawie UE, polityce spójności i funduszach. Doktor N. jest bardzo wyrozumiały, sam twierdzi, że na amen uwalił tylko bezczelnie ściągających. Zawsze daje na egzaminie cztery odpowiedzi do wyboru, z czego jedna jest absurdalna i do natychmiastowego odrzucenia. I tak siedząc nocą, układając treść egzaminu i popijając whisky, wymyślił następujące pytanie:

Kryteria kopenhaskie zostały ustanowione w:
a) Kopenhadze
b) Oslo
c) Warszawie
d) Kairze


Od razu zaznaczam, że nie jest to pytanie typu "w jakim miesiącu miała miejsce rewolucja październikowa" i prawidłowa odpowiedź to "a". Egzamin się odbył, przy sprawdzaniu trafiła się praca, w której na 25 pytań dwie odpowiedzi były prawidłowe - w sumie nawet zaznaczając wszędzie "a" zdająca otrzymałaby więcej punktów. M.in. w powyższym pytaniu została zaznaczona odpowiedzieć "d". Tym samym Dr N. umierał z ciekawości i nie mógł się doczekać, żeby poznać tę wybitną osobistość i poprosić o wyjaśnienia.

Nadszedł dzień poprawki, do gabinetu weszła panna i - tu cytat - "ja od razu wiedziałem, że to ona - wyglądała, jakby właśnie wróciła z tego Kairu". Piękna opalenizna i top mimo srogiego mrozu, białe kozaki muszkieterki ("zapytałem koleżanek i powiedziały, że tak to się nazywa"), mocny makijaż, taka sytuacja. Nie zadając zbędnych pytań Dr N. przeszedł od razu do meritum, czyli o co kurwa chodzi z tym Kairem.
I tu się okazało, że laska nie strzelała, nie odpowiadała bezmyślnie, wręcz przeciwnie, długo zastanawiała się nad każdym pytaniem. Tok rozumowania przy pytaniu o kryteria kopenhaskie był następujący:

Kopenhagę od razu odrzuciłam, bo to przecież zbyt oczywiste.
Oslo to też nie, bo przecież tam jest zimno i w ogóle, kto by tam jeździł.
Warszawa odpada, ponieważ Polska nie była wtedy w UE.
(tutaj mały szok - ona jednak coś wie!)
No więc wybrałam Kair, bo pan doktor zawsze mówił, że Unia to taka bogata organizacja. A jak ktoś ma kasę, to gdzie jeździ? Do Egiptu!

Nie można odmówić logiki temu rozumowaniu. Ostatecznie laska jakimś cudem ukończyła studia, niestety minęło pięć lat i do tej pory nie znalazła godnego następcy.
Suchar na dziś: to już krem jest inteligentniejszy, haha.\

niedziela, 20 października 2013

Pozbądź się tłuszczu z dupy

Normalnie mam zablokowane takie gówna, ale zmieniałam przeglądarkę i ujrzałam to:

przyznać się, doktoranci

Czyli kolejny z inteligentnych inaczej, a tym razem nawet dopasowanych do miejsca logowania, bannerów reklamowych, promujących... no właśnie, co? Chyba kolejny środek odchudzający. A to tylko jeden z przykładów utrzymanych w alarmującym tonie nagłówków typu "OMG dermatolodzy chcą ją zabić wow uszanowanko dziwaczny sposób na zmarszczki wow pozbądź się tłuszczu z brzucha!!!111"
Logika nakazuje stwierdzić, że gdyby któryś z tych sposobów istniał (albo gdyby diety typu Dukan gwarantowały schudnięcie bez efektu jojo, a szóstka Weidera pozwalała uzyskać sześciopak), to nie byłoby grubych ludzi, otłuszczonych brzuchów ani zmarszczek. I tak szczerze zastanawiam się, kto jest targetem tych reklam. Akcja jest zakrojona na szeroką skalę, bannery atakują w każdym zakątku internetu, musiało to kosztować grubą kasę. Wyobrażam sobie, jakie tępe dzidy/tępe chuje muszą klikać w ten banner i zamawiać suplementy o niepotwierdzonym działaniu za ciężkie pieniądze. Wyobrażam to sobie i jestem załamana. Ludzie nie mają mózgu.
Także apeluję: pozbywajcie się tłuszczu z brzucha, stosując jedną prostą zasadę. Więcej kalorii spalonych niż zjedzonych. I nic poza tym.

A na zachętę wrzucam suchar z moją ulubioną trenerką Zuzką Light. Zuzka oprócz fitnessu zajmuje się również, hm, inną działalnością. Ma fajny czeski akcent i krótkie, intensywne treningi do znalezienia na youtube i do zrobienia na własnym dywanie. Emejzing workauts (czytane przez "w").

wtorek, 15 października 2013

Dół jak Rów Mariański x 3

Tym razem chcę napisać o książkach, które są po prostu dołujące. Pozostanę oczywiście w kręgu literatury współczesnej i rozrywkowej, bo tak po prawdzie najbardziej chyba dołującą powieścią, jaką czytałam, był Germinal Zoli. Nie wspominając już o książkach całkowicie opartych na faktach.
Mój znajomy zaproponował kiedyś alternatywną imprezę pod hasłem "wszyscy chleją wódę, słuchają Toma Waitsa i płaczą". Nikt się nie pisał na taką formę rozrywki (ciekawe czemu), ale sama koncepcja nawet do mnie przemawia.


Jeżeli znudziły was skandynawskie kryminały, w których komisarz Cośtamson odkrywa mroczne powiązania pomiędzy światem prawicowych ekstremistów/emigrantów z byłej Jugosławii/hakerów a serią brutalnych morderstw, dochodząc aż do najwyższych szczebli władzy, chlejąc przy tym hektolitry kawy i użerając się z byłą żoną/patologiczną córką/upośledzonym synem, polecam powieści Karin Alvtegen. Mimo konkretnych wątków kryminalnych są to raczej thrillery psychologiczne. Powiedziałabym, że nawet bardzo psychologiczne.
Główną bohaterką "Zaginionej" jest Sybilla, kobieta z bogatej rodziny, która od 15 lat funkcjonuje jako bezdomna. Za książkę zabrałam się bez czytania recenzji i sam początek, opisujący ciekawe techniki zdobywania obiadu i noclegu na krzywy ryj, sprawił, że książka wciągnęła mnie od pierwszej strony. A potem zdołowała, bo ile można się bujać po dworcach i działkach. A potem znowu wciągnęła, bo Sybilla przez przypadek trafia tam, gdzie nie powinna i staje się najbardziej poszukiwaną osobą w kraju.
Książka do przeczytania w jeden dzień, co nie zmienia faktu, że może zdołować. Na każdej stronie jest zimno, ciemno, jest toksyczna rodzina albo miejskie podziemie, o którego istnieniu wolimy na co dzień nie myśleć. Ku refleksji.


Sama nie wiem, co mam sądzić o książkach Natsuo Kirino. Z jednej strony zaliczają się do tych nielicznych, które pragnę przeczytać, biorąc pod uwagę opis z okładki. Z drugiej zaś są ponure, brutalne i przedstawiają japońskie społeczeństwo (nie wiadomo, co gorsze). Po lekturze Ostatecznego wyjścia, gdzie bohaterki pracują w fabryce na nocną zmianę, mają w domu totalną patolę, a w końcu jedna z nich zabija męża i wspólnie pozbywają się ciała, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Oczywiście nikt w tej książce nie jest normalny. Ale to nic w porównaniu z kolejnych dziełem autorki - w "Grotesce" wszyskie główne postacie są ostro zaburzone. Mamy trzy narratorki, dwie siostry oraz ich koleżankę, które razem ukończyły bardzo prestiżową szkołę średnią, pragnęły iść na studia, zrobić karierę, ogólnie przyszłość rysowała się w jasnych barwach. Oczywiście wszystkie skończyły marnie, dwie zostały prostytutkami i zostały zamordowane przez chińskiego imigranta, który również miał tragiczne, skrajnie ciężkie życie i również jest jebanym psychopatą.
"Groteska" to gruba cegła, nie ma jakiejś super spójnej fabuły, składa się głównie z retrospekcji i dygresji mających wyjaśnić, jak doszło do opisanych na samym początku morderstw. Narratorki - zabójczo piękna psychopatka, jej aspołeczna siostra pałająca nienawiścią do świata oraz neurotyczna, cierpiąca na zaburzenia odżywiania attention whore - wciągają nas w koszmarny, hierarchiczny i opresyjny system społeczny. Nie wiadomo, który punkt widzenia przedstawia prawdę. Zasadniczo "Groteska" wykańcza. Żadnego z bohaterów nie da się polubić, żaden nawet minimalnie nie cieszy się życiem, ich motywacje są dziwaczne, wynikają z psychicznych zaburzeń.


Ostatnia propozycja, jeżeli chodzi o dołujące książki, to "Jezioro krwi i łez" Jamesa Thompsona. Ponownie mamy tutaj konkretną fabułę kryminalną z nawiązaniem do drugowojennej historii Finlandii. Fabułę poprawną, przejrzystą i nieprzekombinowaną, do której sie jednak szczegółowo nie odniosę, bo ponownie chodzi mi o ciężki klimat. Bohaterowie mają depresję totalną, bo nie ma słońca, a lato jest czasami niegorące. Pan Komisarz cierpi na przeraźliwe migreny i ma problemy z kontrolowaniem gniewu, jego żona jest w ciąży i wszyscy się boją, że po raz kolejny poroni, a na dodatek odwiedza ich radosna rodzinka z Ameryki. Szwagier bohatera jest ćpunem, a szwagierka fanatyczką religijną. Jego partner w prowadzeniu śledztwa to pozbawiony uczuć socjopata z niebotycznym IQ, dziadek był prawdopodobnie nazistowskim kolaborantem i w ogóle jest słodko.
Jedynym jasnym punktem w tej książce jest miłość. Poza tym wszystko jest chujowe. Czyli zupełnie jak w życiu. Można się za to sporo dowiedzieć o fińskim społeczeństwie, które pod pewnymi względami (alko, nieufność, obsesja na punkcie historii i te rzeczy) niespodziewanie przypomina polskie. No i mają depresję totalną. Zaczęłam jakoś tak bez sensu od drugiego tomu trylogii, czekają na mnie "Anioły śniegu" oraz "Biel Helsinek", więc zobaczymy, co jeszcze ma do zaproponowania Pan Komisarz Boli-Mnie-Głowa-Więc-Ci-Wpierdolę.

Podsumowując - jeżeli lubicie sobie czasem w smutny listopadowy ranek albo w jeszcze smutniejszy listopadowy wieczór zapuścić "Mad world", na dobicie serdecznie polecam każdą z opisanych dzisiaj pozycji.

piątek, 11 października 2013

Biomet(r) niekorzystny # 2 plus kącik edukacyjny

Jakoś do tej pory traktowałam te wszystkie dramatyczne historie o matkach z rozwydrzonymi bachorami zawłaszczającymi przestrzeń publiczną z dużą dozą dystansu. W sumie to nie ogarniam tych małych potworów i nie wiem, kto je robi, ale sama byłam jednym z nich, więc staram się być wyrozumiała. Aż tu takie dwie sytuacje mnie ostatnio spotkały.
1. Wychodzę z basenu, podchodzę do swojej szafki, a przed szafką stoi... nocnik O_o Z niezidentyfikowaną cieczą w środku. Z tego, co widziałam, dzieciak miał taką niby pieluchę do pływania, ale jakoś nie ufam takim pieluchom.
2. Stoję w kolejce do mięsnego, a przede mną babka z dzieciakiem. Dzieciak wspina się na ladę chłodniczą, po czym zsuwa się z niej gwałtownie, uderzając o mój wózek. Głową. Wielokrotnie, raz za razem. Babka nic. No to ja też nic, wózek stoi, dzieciak wspina się, zsuwa, wali głową i wszyscy zadowoleni. Nie mój problem, ale po iluś takich gwałtownych jebnięciach dziennie dzieciak może mieć coś nie tak z głową :D

Ostatnio miałam również okazję poznać legendę o tym, skąd się wzięła nazwa Toruń. Zilustrowałam tę historię w tym oto profesjonalnym komiksie:

wtorek, 8 października 2013

Komputer kuchenny - expectations vs reality

Czytałam kiedyś stare opowiadanie s-f, niestety nie mogę przypomnieć sobie tytułu. W każdym razie utkwiła mi w pamięci scena, w której w od dawna opuszczonym budynku mieszkalnym domowy komputer wyrzuca codziennie rano na blat porcję jajek na bekonie, kanapki i kawę. Oczywiście do teraz nie mamy takich bajerów w standardzie, szczytem był dla mnie pokazany w jakimś programie japoński minipiekarniczek robiący jednocześnie kawę, jajka i grzanki, które i tak trzeba w nim umieścić, bo sam sobie z lodówki nie weźmie. Bardzo praktyczny zresztą.
Ale w latach 60., kiedy o komputerach domowych nikt nie śnił, tak właśnie wyobrażano sobie ich przyszłość. Miały być niczym koło gospodyń wiejskich, które zgodnie z popularną rymowanką tańczy, śpiewa, recytuje, daje dupy i gotuje. Mimo nieco ograniczonych możliwości technicznych firma Honeywell postanowiła wypuścić na rynek pierwszy komputer kuchenny.


W gratisie mamy typową seksistowską reklamę :D Ów cud techniki służył wyłącznie do przechowywania przepisów. Ważył 45 kilo, zajmował zbyt wiele miejsca w standardowej kuchni, kosztował natomiast 10 600 dolarów - wówczas tyle, co cztery samochody. Na szczęście w cenę wliczony był dwutygodniowy kurs, który pozwalał na jakże wygodną obsługę urządzenia. Przykładowo aby uzyskać dostęp do przepisów na brokuły, należało wstukać kod 0001101000. Prawdopodobnie nie został nigdy sprzedany.

Więcej informacji w tym artykule :)

Co zdziałaliśmy w temacie współcześnie? W sumie sporo. Na przykład taki myk, że jak profesor wchodzi do gabinetu na nowym wydziale humanistycznym, to gabinet go rozpoznaje i dopasowuje ustawienia klimatyzacji. Nie wiem, czy akurat w tym konkretnym przypadku to prawda czy plota, ale tego typu rozwiązania stosuje się już powszechnie w projektach tzw. inteligentnych budynków - swoją drogą określenie równie durne jak mózg elektronowy czy coś w tym stylu. Natomiast w celu uzyskania w pełni funkcjonalnego kuchennego komputera można zaproponować np. takie oto praktyczne rozwiązanie:


Jedynym problemem w tym przypadku mogą być tłuste paluchy ;)

Najdziwniejsze przemioty na usosie # 2

Dziś pochylimy się nad Wydziałem Teologicznym. W zasadzie każdy przedmiot wymieniony na ich stronie to jedno wielkie wtf:

Dobrze wiedzieć, że nasze podatki się nie marnują :D

WAT

Jeżeli chodzi o przedmiot etyka seksualna, cały opis zajęć nadaje się do zacytowania. Celem wykładu jest teoretycznie prezentacja wielości form stosunku człowieka do seksualności, niemniej jednak z zasadniczym odniesieniem do religii dominującej w danej kulturze. I wszystko jasne. Etyka seksualna ma wg strony wydziału trzy źródła, podstawowym zaś jest Objawienie (pisownia oryginalna. Drugim źródłem jest prawo naturalne, które na kanwie postulatu komplementarności ukazuje seksualność jako rzeczywistość cielesno-duchową. Miałam o prawie naturalnym na prawoznawstwie i filozofii, ale takich pierdół nie było. Trzecim źródłem wiedzy o seksualności są - uwaga - dokumenty Kościoła.

c.d.:

O tym uporządkowaniu i nieuporządkowaniu życia seksualnego dużo było u JPII, m.in. że akt z użyciem antykoncepcji jest "wewnętrznie nieuporządkowany". Nie ogarniam i nie chcę ogarnąć, parafrazując jednego z moich wykładówców oni chyba se to w domu na kiblu piszą, straszne, straszne pierdoły, dziwna ekwilibrystyka mająca usprawiedliwić skrajnie archaiczne zasady postępowania, które straciły rację bytu wiele lat temu.

Metody planowania rodziny


Wieść gminna głosi, że teologia to jedyny kierunek, po którym nie ma problemu z pracą. Niestety tylko w przypadku facetów. Pomijając łacinę i grekę studia nie wydają się trudne, a mimo to mamy spadek liczby tzw. powołań. Przypadeg? :P

piątek, 27 września 2013

Najdziwniejsze przedmioty na usosie # 1

Na trzecim roku poniewczasie dowiedziałam się, że wybieramy trzy przedmioty dodatkowe zamiast - jak zwykle - dwóch. Tym samym nigdzie nie było już miejsc i wylądowałam na obowiązkowym wykładzie o jakże wdzięcznej nazwie międzynarodowy handel morski. Nie wspominam tego zbyt dobrze, zapamiętałam jedynie, że zależnie od przyjętego porządku prawnego za moment dostawy uważa się albo moment opuszczenia trapu, albo umieszczenia towaru na lądzie. Tak, są ludzie, którzy zajmują się takimi rzeczami.
Innym razem jako przedmiot do wyboru mogłam wybrać filozofię zła, niestety zabrakło miejsc. Przeglądając usos można jednak stwierdzić, że nasza kochana uczelnia oferuje nam jeszcze ciekawsze możliwości. Weźmy np. taki wydział biologii...

(jeżeli nie możesz się doczytać, kliknij, aby powiększyć)
WAT

Zajęcia nie dla ludzi z arachnofobią:

Ale spokojnie, zawsze można wybrać coś mniej hardkorowego:

No i wreszcie coś, co dotyczy nas wszystkich:

Kosmetyki:

Nie wiem o co chodi i nie chcę wiedzieć:

Najpierw życie w stresie, teraz wypadki i katastrofy...

Szok i niedowierzanie:

czwartek, 26 września 2013

Suchar na dziś + Mads Mikkelsen x 3

Czasami mam taką wenę i tworzę sobie suchary w profesjonalnych programach graficznych. Dzisiaj coś dla fanów Hannibala:


Chyba każdy wielbiciel Milczenia owiec przyjął z niepokojem info o nowej wersji serialowej. No bo jak to, jak sensownie zagrać Hannibala po Hopkinsie? Toż to legenda. Na szczęście Mads Mikkelsen udowodnił, że można. Mało tego - stworzył całkiem nową jakość tej postaci. Czekamy więc z niecierpliwością na kolejny sezon, co prawda Will mnie wkurza, ale przecierpię to dla Madsa i dla jeleni :)

"To niezwykłe, zabić zwierzę, a potem śmiać się z niego, nadziewając nim jego własne jelita."

Powyższy cytat pochodzi z filmu Zieloni rzeźnicy .Mads znowu szerzy kanibalizm, tym razem w czarnej komedii produkcji norweskiej. Wystąpił tutaj w roli rzeźnika, który wraz ze znajomym porzucił pracę, by założyć własny sklep mięsny. Interes idzie cienko, dopóki nie dochodzi do wypadku i w chłodni zostaje przez przypadek zatrzaśnięty elektryk. Następnego dnia furorę wśród mieszkańców robią pyszne, firmowe fileciki z kurczaka...

Specjalnie zrobiłam screen z moją ulubioną sceną:

jednorożec

Dodajmy, że nasz główny bohater jest postacią neurotyczną, dziwaczną i borykającą się z problemem nadmiernej potliwości. A jego wspólnik ma brata w śpiączce i poważny dylemat, czy odłączyć go od aparatury podtrzymującej funkcje życiowe. Dobry temat na komedię? No jasne. Kto oglądał Ellinga czy Nietykalnych ten wie, że można podejść z dystansem i poczuciem humoru do bardzo poważnych tematów. Bez spiny, ale również z klasą. I wolę to, niż cukierkowe albo gówniane (zależnie od targetu) amerykańskie komedie.

Kolejna propozycja to równie nietypowy komediodramat Jabłka Adama.

i tyle by starczyło za podsumowanie

Główny bohater, neonazista, po wyjściu z więzienia, trafia do ośrodka resocjalizacyjnego prowadzonego przez tryskającego entuzjazmem pastora. Tak, Mads jest pastorem. Nie widzi problemu kompletnie w niczym. Dostrzega wyłącznie pozytywy. Nadstawia drugi policzek. Proponuje neonazistom i innym gangusom wspólne pieczenie szarlotki, cierpliwie każdego dnia zdejmuje ze ściany portret Hitlera i podrzuca do poczytania Biblię. Jak to możliwe, by być takim wcieleniem dobroci? To się okaże.
Film do pośmiania się przez łzy, dający do myślenia, bez taniego sentymentalizmu.

Na koniec oczywiście Pusher Wszystkie części. Dość stare (jestem dzieckiem lat 90., jak dla mnie klimat w sam raz), dość brutalne, bardzo realistyczne i bardzo europejskie gangsterskie kino.

łysy, wydziarany Mads, czego chcieć więcej? :D

Na początek anegdota. Znajomy ma ojca - emerytowanego gliniarza - takiego typowego wąsatego Pana Janusza, który lubi grill, golonkę, wódę i filmy sensacyjne. Otóż na filmach typu Rambo czy inna Szklana pułapka, gdy zewsząd rozlegały się strzały, wybuchały fury, sypało się szkło i lała krew, Pan Janusz niejednokrotnie ocierał łzę z oczu i mówił: "Piękny film... Piękny!" Koniec anegdotki.
Otóż Pusher właśnie nie jest pięknym filmem.
Ostrzegam tych, którzy lubią się odmóżdżyć przy filmie sensacyjnym. W Pusherze nie ma efektownych wybuchów, pościgów czy strzelanin, zapierających dech w piersiach efektów specjalnych, nie ma nawet cycków. Nie oznacza to, że nie ma akcji, bo jest, i to bardzo wciągająca, tylko wszystko pozostaje do bólu realistyczne, a handlowanie dragami wcale nie jest fajne. Mamy brzydkie wnętrza, brzydkie prostytutki, niewyidealizowaną i nieefektowną przemoc, na domiar złego nawet Kopenhaga jest brzydka.
Zdecydowanie na plus - prawdziwe dylematy moralne, prawdziwe emocje, zero zbędnego pierdolenia. Złodzieje są nieuczciwe i koniec, cokolwiek by wam nie próbowali wmówić jacyś dziwni ludzie, nie ma uczciwych złodziei, może były w dwudziestoleciu międzywojennym.

Ponoć Mads ma zostać Euronem Wronie Oko w kolejnym sezonie Gry o Tron, mam co do tego mieszane uczucia, no ale zobaczymy.

środa, 25 września 2013

Charlotte Roche - "Wilgotne miejsca"

Szczerze? Nie wiem, co myśleć o tej książce.
W zeszłym roku wywołała (niby) niemały skandal jako dzieło obrzydliwe, łamiące tabu itp. I tak, i nie. Z jednej strony faktycznie nie spotkałam się w literaturze z dosłownymi opisami dłubania w nosie, usuwania pryszczy, wrośniętych włosów czy lewatywy (że o gorszych rzeczach nie wspomnę), z drugiej - czy maksymalnie uwznioślone oddawanie moczu u Marqueza czy Nabokova jest już ok?
Bohaterką jest szczera do bólu i do bólu obleśna nastolatka, której hobby to seks, hodowla awokado i rozsiewanie zarazków. Trafia do szpitala z uszkodzeniem odbytu (ała), przechodzi operację, a w trakcie rekonwalescencji flirtuje z pielęgniarzem (chociaż to złe słowo, bo flirt zakłada jakąś subtelność) i kombinuje, co zrobić, by jej rodzice się zeszli. Oczywiście warto iść tym tropem. Chłód emocjonalny, obsesja na punkcie higieny ze strony matki itp. doprowadziły do tego, że córka się puszcza i nie zmienia majtek. A ekshibicjonizm to próba zwrócenia na siebie uwagi. I wiecie co? Kupuję to. Skoro na traumę można zareagować jedzeniem tynku ze ścian i wyrywaniem włosów, to czemu nie tak? W końcu coś ciekawego, a nie ciągle anoreksja i narkotyki.
Druga sprawa, na którą warto zwrócić uwagę, to fakt, że bohaterka stoi w opozycji do wylizanego, higienicznego modelu kobiecości, który dominuje w naszej kulturze od... Nie wiem w sumie, od bardzo dawna, tyle że przeszedł z poziomu białych krochmalonych halek i skromnie spiętych warkoczy do super mega blokerów zapewniających coraz lepszą ochronę (nie ogarniam tego w sumie, chyba i tak się myjemy regularnie, więc po co ochrona na 48 godzin?) oraz wyrywania każdego nikłego włoska rosnącego poza głową. Pewnie krytyka feministyczna już przewałkowała ten temat, więc nic mądrego nie napiszę, ale pogląd, że dziewczyny nie robią kupy naprawdę powinien odejść do lamusa.
Tak btw to byłam kupę lat temu na warsztatach poetyckich, gdzie Stary Pan Poeta zacytował nam swój utwór o tym, że ty nie jesteś jednak z pyłu gwiezdnego, tylko z takiej samej gliny jak ja itp. Po czym podsumował, że napisał to w wieku osiemnastu lat, gdy zorientował się, że kobiety też się pocą i śmierdzą :) Fajne to było, ale zbyt subtelne, by trafiło do szerszego grona. W przeciwieństwie do Charlotte Roche.

Jedno jest pewne - mam ochotę walnąć tą książką w ryj każdą wydelikaconą niunię, która ostentacyjnie pieje z obrzydzenia nad surowym mięsem/połykaniem spermy/korzystaniem z publicznych toalet (niepotrzebne skreślić). Znałam taką, która komentowała wszystkim jedzenie - o fuuuj, jakie tłuste, omg chrząstki jakieś, ja to bym tak nie mogła - dopóki nie przyłapano jej z ogromną kiełbasą z grilla do połowy umieszczoną w otworze gębowym. To tylko przykład. Osobiście wyznaję pogląd, że grzyby w majtkach, glony w nosie i paprotniki pod pachami hodują właśnie osoby, którym nie przejdzie przez gardło słowo penis/pochwa - bo do lekarza przecież też się wstydzą pójść i powiedzieć. A grzybica bierze się przecież z niemycia, omg, jaki wstyd.

No dobra, trochę popłynęłam z tematem. Jeżeli jesteście wrażliwi na barwne opisy, nie czytajcie "Wilgotnych miejsc" przy jedzeniu. I to w sumie tyle. Przeczytać warto chociażby dla wyrobienia sobie poglądu (zawsze tak mówię, a przy Greyu odpadłam po pierwszej stronie i nie mam zamiaru wyrabiać sobie całościowej opinii). Aha, i mały coming out - tak jak bohaterka lubię wrośnięte włosy. Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem.

piątek, 20 września 2013

Siedemnaste piwo - czas na ogórka

Mój ulubiony dyskont spożywczy Lopo Karmet wydał właśnie gazetkę promocyjną poświęconą piwom. Jakie hasło reklamowe przyświeca tak zacnej promocji? Coś związanego z relaksem, odpoczynkiem?
Błąd. 24 PIWA NA DOBĘ :D Chciałam zamieścić link, ale okazuje się, że w celu oglądania trzeba mieć konto na stronie Lopo, żeby potwierdzić pełnoletniość. Genialne rozwiązanie.
Tenże poradnik dla patoli zawiera 24 różne zadania do zrealizowania po kolejnych piwach (!), które to możemy nabyć w Lopo w przynajmniej 24 rodzajach, od preferowanej przez żuli i studentów Tatry, poprzez masówkę typu Warka, po bardziej wysublimowane Perły czy Fortuny.

Osobiście po drugim zaczynam chodzić sikać co pół godziny, a po czwartym mam już grubo, zobaczmy jednak, co proponuje nam Lopo przy okazji kolejnej imprezy. Opiszę co ciekawsze propozycje.


Przy 1. piwie wyzwanie to opowiedzenie piwnego kawału - ok, rozumiem. Pamiętam taki suchar o facecie, który miał wadę wymowy i ciągle mówił "kawa", ale nie będę robić siary i dam sobie spokój.

Przy 4. piwie należy zadzwonić do żony, że jest się bezpiecznym u kolegi i żeby się nie denerwowała. A co jak ktoś nie ma żony, ja się pytam?

Przy 5. wznosimy toast za polską reprezentację, która tym razem przegrała z Wyspami Owczymi. Żarty z polskich piłkarzy zawsze na propsie, heheszki. A tak na serio to mnie to już nie bawi, nabijanie się z polskiej reprezentacji to poziom Strasburgera.

Przy 7. piwie, cyt.: "Udowodnij, że nie jesteś pijany. Proponujemy, byś stanął na jednej nodze i wykonał Kukułkę... a może jaskółkę? :)"
Pisownia oryginalna. Po siedmiu piwach to ja mogę wykonać sawasanę. Efekt gwarantowany.

Później mamy propozycję zaśpiewania ulubionej piosenki, karaoke itp. Przy 11. piwie zaczynają się wg Lopo opowieści o zwierzakach domowych. Dziwne, u mnie na imprezie na tym etapie zaczyna się np. rozmowa o pochodzeniu posągów z Rapa Nui. Na szczęście przy 12. piwie mamy propozycję rozmowy o zjawiskach paranormalnych, UFO, kręgi w zbożu itp.

Przy 13. piwie cyt.: "Czas na przekąskę! Przygotowanie popcornu może już nie wystarczyć... Może jakaś kanapka - z chipsami? :)" Tak jest, jedzmy jak Angole. To takie męskie, heheszki. Mam wizję oderwanych od rzeczywistości marketingowców Lopo, którzy wymyślają te pierdoły i myślą, że to zabawne.

Dalej mamy propozycje siłowania się na rękę i grania na konsoli, tymczasem oferta alkoholu i chipsów przechodzi niepostrzeżenie w mielonki tyrolskie, pasztety, fix cygański kociołek itp. Popijałam co prawda wódkę zalewą od brzoskwiń, ale na pasztet mazowiecki raczej się nie skuszę.

Piwo nr 17. "Na zagrychę - ogórek! Po kilku wypitych piwkach zawsze przychodzi czas i ochota na przegryzienie ogórka!" Ja tak nie mam. Może wy tak macie. Chwila... Mam tak, ale z serem.

Piwa nr 18-21 upływają pod hasłem wspomnień. Pierwsza miłość, lata szkolne, co by było gdyby itp. W praktyce wygląda to tak, że wszyscy siedzą, słuchają Toma Waitsa, płaczą i bełkoczą o tym, że mogli być kim chcieli. A są tylko facetami od reklamy w Lopo i robią reklamy pod target Grażyn i Zdzichów.

No i cytat z samego końca. Oferta worków na śmieci, papieru toaletowego, płynów do czyszczenia dywanów (?), gorących kubków. "Przy 23. piwie: sklep. Widzisz zbliżający się koniec twojego zapasu?! Nie panikuj, mamy 5 rano, za godzinę otwierają już Lopo Karmet! Przy 24. piwie - wypiliście już ostatnie piwko, odrobina snu... i wycieczka po kolejne 24 piwa!"
Co do pogrubionego - życie jak na woodstocku, na dłuższą metę nie polecam nikomu. W sumie to naprawdę ciekawe, jaki oni mają target. Gazetka dla żuli czy o co chodzi.


A tu ciekawa oferta producenta płyt meblowych:


P.S. Normalnie nie piszę żadnych skarg, ale tym razem mnie poniosło. Kanar w autobusie śmierdział jak żul, a do tego darł mordę i przeklinał :P Napisałam maila do mzk, zobaczymy, czy w ogóle się ustosunkują.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...