Koleżance wpadł klient, który zaczął rozmowę słowami "Chciałbym dokupić sobie dekoder do tego numeru". Ona, że nie mamy takich usług itp., ten twardo swoje, tłumaczy wszystkie parametry, ona, że telefony i internet, a ten że dekoder, że na pewno TV, że on wie. Dziewczyna zgłupiała i szuka, szuka, bo a nuż chodzi mu o jakąś usługę czy coś, a może inna firma w ogóle. Nie, na pewno nie.
Pyta klienta, skąd ma takie informacje. A bo taki pan przedstawiciel handlowy od was mówił, pani poczeka, ja sobie przypomnę nazwisko. Rozmowa trwa od piętnastu minut.
No to czekamy, już wszyscy zrobili się na niedostępny i słuchają. Gościu wraca, mówi, że pan Jakiśtam, a że mamy dwóch o tym nazwisku, to czy pan pamięta imię. Pani poczeka, ja mam zapisane, sprawdzę. Wraca po kolejnych pięciu minutach, obwieszcza triumfalnie imię, a tu zonk, nikt taki u nas nie pracuje. Drążenie tematu i kręcenie się w kółko trwa w najlepsze, na szczęście okazało się, że przedstawiciel zostawił klientowi ulotkę z ofertą.
Klient czyta. Zdanie po zdaniu. Rozmowa trwa od pół godziny. Sytuacja mniej więcej taka, jakby ktoś upierał się przy zakupie felg w sklepie spożywczym. Ale pan twardo czyta ofertę.
- Bla bla bla, takie i inne korzyści już za ileś tam złotych plus darmowa aktywacja możesz uzyskać już teraz w Telewizji N...
Chwila ciszy. On milczy, konsultantka milczy.
- O kurwa, zły numer wybrałem.
I się rozłączył.
Cała sala leży na podłodze i kwiczy, a tu wpada mi połączenie. Odbieram, przedstawiam się, a klientka:
- Proszę PANIĄ, ja mam taki problem, że nie mogę się zalogować na maila na Tlenie!
takie podsumowanie tygodnia
Incepcja wersja prawna:
Pogląd, że Sąd Najwyższy dokonuje oceny zgodności stosowanego w danej sprawie przepisu z Konstytucją, do czego jest zobowiązany, by nie orzekać na podstawie przepisu niezgodnego z Konstytucją, jest stanowczo krytykowany jako niezgodny z Konstytucją.
Po tym ustępie stwierdziłam, że czas iść na piwo. Tzn. ja rozumiem, o co chodzi, ale tak mniej więcej po minucie wpatrywania się w to zdanie. W kolejnym rozdziale prof. Jończyk zastanawia się nad zróżnicowaniem składek na ubezpieczenie zdrowotne i czy nie lepiej byłoby realizować ideę sprawiedliwości społecznej, finansując służbę zdrowia z akcyzy i VATu, jako - cytuję - podatku opłacanego przez wszystkich w zbliżonym wymiarze, w wyższym przez maniaków konsumpcji i prowadzących przez to niezdrowy tryb życia.
W sumie ma to sens, ale nie ogarniam, czy to ostatnie zdanie to sarkazm czy coś? Wyjaśni mi ktoś? :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz