Czasami dla odmiany lubię poczytać sobie coś rozwojowego, z tzw. wiedzy ogólnej, uwielbiam historię medycyny i badań kosmosu, jaram się fizyką kwantową chociaż jej nie rozumiem i takie tam. Oto subiektywny wybór książek, które wciągnęły mnie dokumentnie i które czytało mi się lepiej niż kryminały mimo stricte naukowej treści.
1. Stulecie chirurgów, Jürgen Thorwald
Polecam wszystkie książki Thorwalda, wybór Stulecia chirurgów wynika tylko z kolejności chronologicznej (chyba). Jest to historia początków współczesnej chirurgii, od pierwszego zabiegu usunięcia jebitnie wielkiego guza na jajniku (bez znieczulenia of course) po nowoczesną anestezjologię. Książka szokująca, szczególnie dla mnie jako dla osoby zainteresowanej historią rozwoju nauki. XIX wiek zawsze wydawał mi się taki strasznie elo do przodu, typu omg wiemy już wszystko lecim paralotnią na Marsa. Każdy gentleman w Anglii zbierał skamieliny itp., ale bardzo długo nikomu nie przyszło do głowy, że gaz rozweselający używany powszechnie dla beki może być wykorzystany przy zabiegach medycznych i że warto również zacząć prać prześcieradła w szpitalach. Studenci wracali z prosektorium i szli odbierać porody, a koleś każący im myć ręce był uważany za dziwaka, amputacje odbywały się publicznie, wykonywane przez doktorów w cylindrach i frakach... Wiele rzeczy całkiem dla nas oczywistych ma zdumiewająco krótką historię.
W kolejnej części, Triumfie chirurgów, Thorwald opisuje długą drogę do pierwszych udanych przeszczepów - nie tylko rzetelną pracę lekarzy, lecz także kurioza typu ten oto chory radziecki eksperyment z psem. Książka również fascynująca i przerażająca zarazem, szczególnie jeśli chodzi o prywatne historie pacjentów, którzy w zasadzie mieli wybór - umrzeć lub zostać niejako królikiem doświadczalnym bez żadnej gwarancji przeżycia.
Thorwald napisał również dwie książki z dziedziny historii kryminalistyki i pozycje te po raz kolejny uświadomiły mi, że rzeczy dla nas oczywiste zostały wprowadzone całkiem niedawno - rzetelny, naukowo prowadzony proces sądowy również ma stosunkowo krótką historię. Sherlock Holmes i jego klasyfikacja popiołu z papierosów i ziemi z różnych zakątków Londynu to jeden z przykładów, jak łączono praktyczne śledztwo z XIX-wieczną fazą na punkcie metod naukowych (podaję przykład Sherlocka, bo w tym wypadku fikcja odpowiada rzeczywistości). A ile w tym dłubania, to ja nawet nie, w sumie do dziś nie mieści mi się w głowie, że do niedawna nie było AFIS i trzeba było ręcznie (ocznie?) porównywać ślady linii papilarnych.
2. Najwspanialsze widowisko świata, Richard Dawkins
Przystępne przedstawienie teorii ewolucji, którą większość społeczeństwa kojarzy jako teorię pochodzenia człowieka od małpy i tym podobne uproszczenia. Póki co nie jest u nas tak źle jak w Ameryce, gdzie dowolny bełkot można obronić poprzez odniesienia religijne, ale pomału zmierzamy w tym kierunku. Serio, nie pamiętam, żeby jeszcze kilka lat temu ktokolwiek negował ewolucję, a teraz wystarczy, że jakaś tępa dzida zacznie się rzucać że omg to som moje poglądy i nie obrażaj wierzących i nie można złego słowa powiedzieć. Tak jak na obrazku poniżej, co prawda KK nie neguje ewolucji, ale zawsze znajdą się oszołomy świętsze od papieża.
Napiszę wprost: trzeba być debilem z brakami w podstawowej edukacji, być ślepym albo mieć łeb zaimpregnowany propagandą, żeby pisać takie pierdoły. Jak dla mnie kreacjoniści stoją na równi z gimbusami z forum o zjawiskach paranormalnych wierzących w cywilizację żyjącą wewnątrz pustej Ziemi albo jakąś równie durną teorię spiskową. Wystarczy poobserwować przyrodę, by ewolucja całkiem instynktownie wydała się logicznym rozwiązaniem, a jak głębiej poznamy mechanizmy, to wszystko zaczyna się układać w głowie z porażającą konsekwencją.
Mamy w zasadzie dwa podstawowe problemy z ewolucją. Po pierwsze, idealizm platoński nakazuje nam myśleć o każdym gatunku jako o skończonym i kompletnym, nieświadomie mamy w głowie ideał kota, ideał człowieka itp. Jest to bardzo głęboko zakorzeniony schemat utrudniający przyjęcie płynnych granic rozwoju gatunków i z tego punktu widzenia Platon zrobił nam krzywdę. Po drugie, krzywdę zrobiło nam również chrześcijaństwo, za sprawą którego postrzegamy człowieka jako koronę stworzenia i ciężko nam przyjąć, że jesteśmy totalnie przypadkową odnogą i za sprawą małego zbiegu okoliczności moglibyśmy nie istnieć, a w zamian po Ziemi chodziłyby myślące dinozaury czy coś.
Jestem skłonna zaryzykować tezę, że gdyby nie Platon i Jezus bylibyśmy w Europie mocno do przodu i zaoszczędzilibyśmy kupę czasu i energii zmarnowanych na zajmowanie się pierdołami. Ale to tak na marginesie.
Będzie o tym jeszcze mowa, gdy dojdę do książki Billa Brysona: mamy niesamowite szczęście, że ewolucja poszła w tym kierunku, a patrząc na wcześniejszy okres - że Ziemia znajduje się w idealnej odległości od Słońca i takie tam. Niektórzy pewnie zinterpretowaliby to jako dowód na istnienie siły wyższej, ja zaś uważam, że w nieskończenie wielkim Wszechświecie może się zdarzyć nieskończenie wiele przypadków.
Tyle, jeśli chodzi o moje przemyślenia. Polecam poczytać Dawkinsa, który w międzyczasie awansował co prawda na jakieś guru gimboateistów, ale krzywe skojarzenia nijak nie ujmują mu erudycji i zdolności opisywania skomplikowanych mechanizmów natury w sposób zrozumiały dla laika. Ewolucja dzieje się na naszych oczach - wystarczy dostrzec pewne schematy i wszystko układa się w zdumiewająco spójną całość.
W kolejnej notce będzie trochę o historii wszechświata i o nieprawdopodobnie dziwnych zaburzeniach neurologicznych :)
Uwielbiam Dawkinsa i wszystkie jego książki pochłaniam jednym tchem, "Najwspanialsze widowisko świata" jest chyba moją ulubioną i zajmuje szczególne miejsce na mojej półce. Cóż, zgadzam się ze wszystkim co powiedziałaś.
OdpowiedzUsuń"Stulecia chirurgów" nie znam, ale zainteresowałaś mnie tym tytułem i chętnie przyjrzę się mu bliżej.