niedziela, 4 maja 2014

Zagubiony pokój - recenzja

W związku z zakończeniem oglądania szóstego sezonu przeżywam kryzys doktorowy, na co wpłynęła zarówno realizacja niektórych wątków na odpierdol, jak i niechęć do hipstersko-bajerancko-szczylowatego Smitha w roli Jedenastego. O czym będę pisać zresztą przy rankingu Doktorów - jak tylko dokończę całość, co może nastąpić nieprędko, aczkolwiek z drugiej strony jestem szalenie ciekawa Capaldiego.

Przy okazji dopiero rozpoczętej lektury bloga Mistycyzm popkulturowy (który swoją drogą serdecznie polecam) postanowiłam póki co wziąć się za polecany przez autora Warehouse 13. Nie ukrywam, że wiążę z serialem spore nadzieje i liczę, że się nie zawiodę.

A propos seriali, hm, bezprecedensowych - mam tu na myśli niepowtarzalny pomysł niewpisujący się do końca w ramy istniejących gatunków - przypomniał mi się miniserial Zagubiony pokój. Notabene oglądałam całość dwa razy, za pierwszym razem zarywając noce, a za drugim delektując się perfekcyjnie poprowadzoną, o co więcej nietypową fabułą na pograniczu s-f, urban fantasy i czegoś w rodzaju Lostów.


Głównym bohaterem jest detektyw Joe Miller, szlachetny, przystojny (a jakże) i nieco bezpłciowy, taki tam everyman, co absolutnie nic nie ujmuje serialowi, przez który przewija się galeria oryginalnych postaci o skrajnie różnych motywacjach. Przy okazji prowadzenia śledztwa detektyw natyka się na dowód rzeczowy w postaci klucza, który jak się okazuje otwiera wszystkie drzwi, przenosząc użytkownika do opuszczonego pokoju motelowego. Kiedy w pokoju znika córka bohatera, postanawia on rozwikłać zagadkę klucza.

Okazuje się, że pokój znajduje się niejako poza czasem i przestrzenią, a pochodzące z niego przedmioty zwane obiektami posiadają niezwykłe właściwości, od totalnie absurdalnych, po bardzo potężne i wręcz niebezpieczne. O dostęp do nich rywalizuje wiele osób, czy to indywidualnych, czy działających wspólnie i w porozumieniu, powodowanych pobudkami czy to czysto egoistycznymi, czy altruistycznymi, czy wręcz religijnymi - od nieszkodliwych świrów po naprawdę groźnych przeciwników.
Razem z naszym pierdołowatym bohaterem poznajemy zasady rządzące pokojem i dowiadujemy się, że pierwotnie posiadał od również lokatora. Wątek pochodzenia pokoju i obiektów długo pozostaje tajemniczy i niedopowiedziany, co mi akurat odpowiada, bo nadaje serialowi klimat tajemnicy. Poza wgłębianiem się w zagadkę obiektów i umiejętnie dozowaną niesamowitością mamy dynamiczną fabułę i nagłe zwroty akcji, po prostu cudo.

Siłą rzeczy w serialu nie udało się uniknąć pewnych nieścisłości, które jednak nie wpływają negatywnie na odbiór, choć oczywiście na Filmwebie znalazło się grono oburzonych. Co zrobisz, nic nie zrobisz, Bożenko. Tak czy inaczej serial polecam, całość jest do ogarnięcia nawet w jeden wieczór, ale ciężko się oderwać, więc w przypadku niecierpiących zwłoki obowiązków lepiej przełożyć oglądanie. Dla mnie był to czysty fun na miarę ulubionych produkcji z lat dzieciństwa.

Z jednej strony szkoda, że serial nie doczekał się kontynuacji, z drugiej czteroipółgodzinna całość wyszła bardzo spójnie. Pewien niedosyt mimo wszystko odczuwam, gdyby tak zacząć od początku z nowymi bohaterami i nagrać tym razem wieloodcinkowy serial z całkiem nową linią fabularną wychodzącą od koncepcji pokoju i obiektów, mogłoby z tego wyjść coś przełomowego. Potencjał jest.

1 komentarz:

  1. Fajny serial do dziś mam go w pamięci .....polecam kto nie oglądał ...

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...