wtorek, 2 czerwca 2015

Co się stało z wehikułem Wellsa - dwie kontynuacje

"Wehikuł czasu" Wellsa - absolutna klasyka gatunku, książka totalnie oldskulowa, której mimo to nie można zarzucić anachronizmu (w sumie obroniłaby się we współczesnym wydaniu jako steampunk, ale gdyby Wells nie napisał o wehikule już pod koniec XIX wieku, mogłyby nie powstać kolejne książki o podróżach w czasie... ups, paradoks). Krótka, napisana charakterystycznym stylem (dziś już nikt nie pisze w ten sposób - opisowo, ze spoilerami i bezpośrednimi zwrotami do czytelnika) pozostawia po lekturze szok i niedowierzanie, milion pytań bez odpowiedzi. Machina Wellsa jest elementem popkultury wyprzedzającym Tardis i samochód z "Powrotu do przyszłości", a świat Elojów i Morloków wyprzedza kolejne dystopie.



Co dalej z wehikułem czasu? Dwóch autorów podjęło temat i wyszło im to naprawdę grubo.

"Romans naukowy" Ronalda Wrighta teoretycznie jest książką SF, klimatem jednak przypomina realizm magiczny. Bohater po stracie ukochanej dochodzi do wniosku, że ma wyjebane, a ponieważ uzyskał informację, że w Sylwestra w opuszczonym budynku zamieszkiwanym niegdyś przez Wellsa ma się ponownie zmaterializować realnie istniejąca machina czasu, wbija na organizowaną tam nielegalną imprezę i ponownie odpala wehikuł, korzystając z upojenia uczestników melanżu. W efekcie trafia do odległej przyszłości, w której na ruinach Londynu wyrósł tropikalny las, a autostrady zostały w całości zarośnięte ekspansywnym gatunkiem trawy przeznaczonym na pola golfowe. Podczas długiej wędrówki przez dziki krajobraz wspomina swoje dotychczasowe życie w bezpiecznej i przewidywalnej przeszłości, w końcu zaś trafia do wioski zamieszkiwanej przez potomków dawnych Brytyjczyków, cofniętych w rozwoju do czasów średniowiecza i stanowiących skrajnie nieprawdopodobną mieszankę kulturową.

Historyczne refleksje przedstawione w książce, koncepcja przyszłości oraz klimat mrocznego romantyzmu są skrajnie niepokojące, stąd też obywa się bez fabularnych fajerwerków - trzeba przyznać, że wizja autora jest dziwaczna, pesymistyczna i być może stąd wynikają niskie oceny na portalach książkowych. Dla mnie "Romans naukowy" był naprawdę emocjonujący, utrzymany w niesamowitym klimacie - nigdy w życiu nie czytałam nic podobnego.


"Statki czasu" Stephena Baxtera to książka napisana z nieprawdopodobnym rozmachem, ponad 500 stron fabuły przekraczającej granice wyobraźni, czasu i przestrzeni - dla wszystkich, którzy po Wellsie czuli niedosyt pozycja obowiązkowa. Autor opisuje dalsze losy wynalazcy wehikułu czasu, zaczynając staroświecko - na wstępie zaznaczone jest, że rękopis został znaleziony przypadkowo przez antykwariusza i pozostawiony bez zmian, a w całym tekście nie brakuje bezpośrednich zwrotów do czytelnika czy spoilerów typu "gdybym tylko wiedział, jak bardzo się myliłem" (poniekąd irytujące, ale za to zajebiście wiktoriańskie). Fabuła jest jednak bardzo współczesna, rozwija się w nieoczekiwanych kierunkach, nierzadko nawiązując do teorii wieloświatów, fizyki kwantowej czy Darwina, nie trzeba jednak być nerdem, by zrozumieć przekaz - proporcja między science i fiction jest idealnie wyważona.

Mamy tu futurystyczne społeczeństwo przyszłości tworzone przez Morloków, kolejne kierunki ewolucji rasy ludzkiej, alternatywną historię, w której naziści i Wielka Brytania podejmują wojnę za pomocą wehikułów czasu i bomb atomowych, kolonię podróżników w czasie utworzoną w epoce paleolitu, nanoboty, wreszcie - świadomość funkcjonującą w informacyjnym oceanie bez ograniczeń nakładanych przez ciało. Czyli wszystko, co w SF najlepsze i najciekawsze.


Muszę przyznać, że temat wehikułu Wellsa mnie wciągnął i czaję się na dwie ekranizacje - zwłaszcza ta z 1960 kusi.

Jeśli chcesz być na bieżąco z notkami, możesz polubić mnie na facebooku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...