środa, 7 października 2015

Miało być epicko, a wyszedł Moffat (spoilery) oraz jak Whithouse uratował Doktora

Jeśli nie widzieliście jeszcze nic z nowych odcinków Doktora, a chcecie obejrzeć - zacznijcie od trzeciego. Serio.

Dwa pierwsze odcinki dziewiątego sezonu okazały się - przynajmniej dla mnie - kolejnym rozczarowaniem pomysłami Moffata. Od razu zaznaczę, że nie śledziłam specjalnie newsów z planu, nie oglądałam trailerów poszczególnych odcinków, zasiadłam więc (a raczej zaległam) do oglądania bez jakichkolwiek oczekiwań. Początkowa scena rozbudziła we mnie niepotrzebne nadzieje, bo pomyślałam, że wow, że postapokalipsa, fajna wizja przyszłości, chciałabym zobaczyć całkiem nową historię osadzoną w tym świecie. A tu Moffat poleciał w totalne przegięcie, nadmiar motywów, które powinny pojawiać się stopniowo, bo w przeciwnym razie zamiast dramatyzmu i napięcia wychodzi przerost formy nad treścią, zmęczenie i rozczarowanie - i tak się stało w tym przypadku. Bo jest i Missy (która mimo wszystko ratuje nieco sytuację), i Dalekowie, i Skaro (chciałam zobaczyć Skaro w nowych sezonach, ale niekoniecznie w takich okolicznościach), zagadka z uratowanym dzieciakiem zostaje wyjaśniona zanim człowiek zdąży się porządnie nad tym zastanowić, bo Davros i w ogóle wtf - samo wyjaśnienie motywacji kierujących Davrosem nawet mnie przekonuje, ale późniejsze dramatyczne rozmowy z Doktorem wyszły jak wyszły, czyli nijako.

Cały motyw z testamentem Doktora - równie przekombinowany, ale domyślam się, że będzie kontynuowany i może uda się coś z niego wycisnąć. Doktor na czołgu grający na gitarze - równie dobrze scenarzyści mogliby zrobić do tej sceny podpis typu "patrzcie, to ma być epickie, patrzcie, jaki jestem zajebisty, poskładajcie się z wrażenia, róbcie memy, plis, plis". Clara pędząca na motorze na wezwanie UNIT-u - jeszcze gorzej. Mogła zaliczyć czołowe z drzewem na tym motorze, jako postać wypaliła się już totalnie i ciężko mi kupić jej relację z Doktorem - wiem, że prawdziwy Doktor nie wybrałby kogoś takiego (ok, prawdziwy Doktor to dość subiektywna sprawa, ale powiedzmy, że mam pewne kontakty).



Cała akcja poprowadzona jest błyskawicznie, a fabularne fajerwerki miały chyba w zamierzeniu przesłonić oczywiste niedostatki pomysłu. Bo jakim cudem Doktor mógł uznać, że intencje Davrosa są szczere i dać się wmanewrować w sytuację ze Zwojem? Czemu, do chuja pana, nie mógł mu otworzyć tych oczu ręcznie? Energia regeneracji, największa potęga Władców Czasu, przekazana śmiertelnemu wrogowi ze względu na jakieś śmieszne sentymenty, really? Rozumiem wrażliwość Doktora, mimo że Dwunasty jak dotąd pozował na badassa, ale bez przesady.

Gwoli sprawiedliwości - Doktor zdaje się odczuwać specyficzną więź z Missy i Davrosem, co jest całkiem ciekawe i o tyle prawdopodobne psychologicznie, że są to postacie na jego poziomie - zawsze wrogowie, ale w przeciwieństwie do Clary interesujący i stanowiący wyzwanie. A swoją drogą Dwunasty wydaje się nieco zblazowany, zmęczony ziemskimi sprawami, pragnie czegoś więcej, a nie mogąc mieć Gallifrey, wybiera ryzyko. Ponadto dobry był pomysł z umieszczeniem Clary we wnętrzu Daleka, chociaż z różnych względów uważam, że było to zbyt mało inwazyjne i zbyt łatwo odwracalne.

Po tych wszystkich atrakcjach nie chciało mi się oglądać kolejnego odcinka, nie chciało mi się nawet kończyć tej notki. Ale w miejsce Moffata przyszedł Toby Whithouse i wszystko wróciło do normy... Znowu kocham Doktora.



Odcinek nieco przypomina "Impossible Planet", chociaż jest szalenie ciekawy i absolutnie nie można go nazwać kalką starych pomysłów - supernowoczesna łódź podwodna z przyszłości oraz coś absolutnie oldschoolowego, czyli duchy. Czy ktoś jeszcze jara się duchami w dzisiejszych czasach? Ja tak, jeśli zabijają ludzi i mają naukowe uzasadnienie. I to by było na tyle, jeśli chodzi o główny motyw odcinka - tajemnica jednak pozostaje tajemnicą, w porównaniu z poprzednimi dwoma trzyma w napięciu mocno, aż nie mogę się doczekać kolejnego... Od momentu, gdy załoga znajduje na dnie jeziora tajemniczy, opuszczony statek kosmiczny i postanawia ściągnąć go na pokład, robi się coraz dziwniej i mroczniej. Jest klaustrofobicznie jak na statku kosmicznym po pojawieniu się Xenomorpha.

Jak to zwykle bywa w politycznie poprawnym BBC, ekipa z przyszłości zawiera ludzi we wszystkich kolorach tęczy (spoiler - Murzyn ginie pierwszy), ale tym razem pojawiło się coś nowego - głuchoniema bohaterka, która jednak po pierwsze posiada wyrazisty charakter, po drugie - niepełnosprawność nie jest motywem z dupy, tylko odgrywa w odcinku znaczącą rolę.
Aha - Capaldi jest po prostu boski, jest takim skrzyżowaniem egzorcysty z podstarzałym rockmanem. Kocham tego starego skurwiela, aktualnie w moim prywatnym rankingu zajmuje drugie miejsce ex aequo z Czwartym. Po przerażającym zakończeniu czekam tak bardzo na kolejny odcinek, że chyba aż się przemęczę i wezmę kompa w delegację. Dwunasty po prostu wybitnie łączy nieumienie w social skills z dziecięcą ciekawością świata i żądzą przygód - stąd bierze się siła tego wcielenia Doktora.

Taki cytacik na koniec:
The Doctor: Do you know what you need? You need a hobby.
Clara: Oh, I really don't.
The Doctor: Or even better, another relationship. Come on, you lot, you're bananas about relationships. You're always writing songs about them, or go to war, or gettin' tattooed.

Mam nadzieję, że nie był to dialog z dupy mający pokazać, że Doktor jest mimo wszystko kosmitą, tylko doprowadzi do pozostawienia Clary na Ziemi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...