środa, 9 lipca 2014

Sailor Moon - nowa seria

Ponieważ jutro się bronię i powinnam czytać o prawie gospodarczym, poczytałam jak dotąd o nieletnich mordercach, jakichś metalowych kulach sprzed dwóch miliardów lat, napoczęłam "Dziewczyny atomowe" i zapoznałam się z nowo nakręconym odcinkiem Sailor Moon.
Co jak co, ale Sailor Moon to była magia. Pamiętam, że chodziłam do zerówki na zmiany (trochę jak teraz, tylko w zerówce nie miałam nocek) i oczywiście popołudniówki były najfajniejsze, bo przedtem siedziałam u babci, żarłam pałeczki lodowe, maczugi i inne gówna, oglądając bezczelnie odmóżdżającą ramówkę Polsatu, obejmującą wówczas sporo chińskich bajek i meksykańskich telenowel. Jakieś Candy Candy, klasyki typu "Mała Księżniczka" i Juliusz Verne poprzerabiane na kiepskie anime, Luz Clarita i inne programy dla upośledzonych.


Jaki paździerz xD W sumie nawet nie pamiętam, o czym to było, ale tej czołówki nie zapomnę.

Moja mama była raczej przeciwna oglądaniu chińskich bajek, które uważała za głupie. W sumie nie sposób nie przyznać racji. Jakoś na pierwszym roku wzięłam się ponownie za Czarodziejkę i stwierdziłam, że to faktycznie jest mega głupie. Ale za to jakie fajne. W końcu wykończyła mnie słaba jakość i ta dziwna lektorka, ale moja współlokatorka obejrzała twardo wszystkie serie. Na polskiej wikipedii jest dużo ciekawych informacji o kwiatkach z polskiego przekładu Sailor Moon, m.in. wyjaśnienie, dlaczego swego czasu dziewczyny wykrzykiwały jakieś pierdoły typu "groch fasola".


(Zawsze byłam Czarodziejką z Merkurego, bo też miałam krótkie włosy i dobrze się uczyłam. Jeśli natomiast chodzi o Power Rangersów, to byłam różową.)

Za trzecim razem pogłoski o nowej serii okazały się wreszcie prawdziwe i mam okazję, by oglądać stuningowaną Czarodziejkę od pierwszego odcinka. Wrażenia jak najbardziej pozytywne. Po pierwsze - fabuła pozostała niezmieniona, czyli bezdennie głupia (rusza megawyprzedaż biżuterii, babki rzucają się jak stonka na łęcinę, a później okazuje się, że wszystkie stały się marionetkami demona wcielonego we właścicielkę sklepu). Po drugie - niezmienione pozostały też te wszystkie tępe gagi ze spadaniem ze schodów, jedzeniem na lekcji i beką z klasowego kujona. I nadal strasznie mnie to bawi.


Jak widać, w nowej wersji dziewczyny są zdecydowanie bardziej odpicowane. Animacja jest bardziej profesjonalna, co niby jest fajne, ale stara wersja miała pod tym względem swój urok - te wielkie krople na mordach pojawiające się w chwilach zdenerwowania... Plus inne dziwne przejawy mimiki postaci, pojawiające się szczególnie w chwili kolejnej wtopy Bunny.
Mimo ewidentnej głupoty Czarodziejka ma pozytywne aspekty i jakbym miała córkę czy coś, to bym jej puszczała. Przede wszystkim ten odwieczny, poprawiający samoocenę schemat nieogarniętej, niedocenianej osoby odkrywającej swoje super moce. Cały czas czekam, aż mi się to w końcu przytrafi, a tu dupa.
Równie istotny jest jednak wątek girl power. Nie da się ukryć, że Bunny i jej koleżanki to maksymalne pustaki, ale jak przychodzi co do czego, okazuje się, że ważna jest dla nich ludzkość, rodzina, bóg honor ojczyzna, prawdziwa przyjaźń itp. A w openingu nowej serii pojawia się tekst, że "nie jesteśmy beznadziejnymi dziewczętami, które potrzebują ochrony mężczyzny" (cytuję za fanem chińskich bajek, który zrobił przekład). Schematy pomału się zmieniają, ale do niedawna w europejskich produkcjach dla dzieci ciężko było o silne postacie dziewczyn/kobiet, a to się ceni.


P.S. Powinnam chyba jeszcze napisać o tym, jak bardzo mam wyjebane na mundial, więc piszę. Mam wyjebane na mundial mocno.

5 komentarzy:

  1. Luz Clarita! Uwielbiałam ten serial, teraz mało co kojarzę ale wiem że ta babka na końcu, do której przytula się dziewczynka to jej zmarła matka. Claritę wychowywali inni ludzie, ona z tą matką chyba rozmawiała jak z aniołem... Coś w tym guście.

    Na Sailor Moon się wychowywałam. Byłam Sailor Venus (chociaż nie z z wyglądu). Nowej serii jeszcze nie oglądałam, na razie mogę stwierdzić tyle, że nie za bardzo podoba mi się kreska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, i bodajże wszyscy jej robili problemy, ta nowa rodzina była taka nie za bardzo, a Clarita mimo to zachowywała pogodę ducha i wszyscy ją w końcu pokochali :D Pamiętam, że była jeszcze Maria z Przedmieścia, która pochodziła z biednej rodziny, ale też wychowywała się u jakichś mega bogatych ludzi, była taką luzaczką itp.

      Usuń
    2. A to nie było tak, że okazało się, że ta matka jednak żyje, tylko straciła pamięć i szuka swojej małej córeczki. Mieszka gdzieś w pobliżu i spotyka się z Claritą, ale nie wie, że to ona jest jej córką. Ale w końcu wszystko sobie przypomina i nawet wychodzi za mąż za tego bogatego faceta, u którego mieszka Clarita.
      Jakie to było wzruszające...

      Usuń
  2. A ja, jakbym miała córkę, to bym jej nie puszczała. Tych bajek. (Z tego, co przeczytałam, to se puszczała sama)
    ;)
    Marit

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze jedno pytanieczko: czy te bajki nie były raczej japońskie? Czemu nazywasz je chińskimi?
    Marit

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...