Dlaczego niektórzy faceci nie rozumieją olewki ani słowa nie?
Bo to jest bracie wojna, wojna dziewczyn z namolami. Odwieczna dychotomia, jak Legia i Polonia, jak Wisła i Cracovia, jak Staś i Nel.
1. Siedzimy na plaży w smutnym jak pizda mieście Świnoujście, podchodzi dwóch kolesiów. Blade, zapadłe klaty, obwisłe brzuchy i cycki, zaczynają opowiadać, że są RATOWNIKAMI i studiują na AWF. Spoko, nie widać. Zbijałyśmy się z nich przez dziesięć minut, w którym to czasie chcieli odkupić papierosa za sto złotych, założyć się o sto złotych, że dopłyną do falochronu, następnie zaś dopłynąć do falochronu z nami na rękach (taa, jasne). Pokazywali nam również jakieś karty płatnicze w kolorze złotym (w ogóle wtf). Beka nie poskutkowała, więc zastosowałyśmy kompletny ignor, na co usłyszałyśmy rzecz jasna, że jesteśmy sztywne i mamy kij w dupie, a przecież jesteśmy na wakacjach i mamy się bawić, a najlepiej to iść z nimi na imprezę.
2. Czekam na nocny i czytam książkę, podchodzi koleś w typie Kazika Staszewskiego (czerwona morda i te sprawy), w dodatku napruty jak świnia i pyta, czy może zobaczyć w całości mój tatuaż. Jasne, zaraz będę zadzierać kieckę do pasa przed obcym gościem. Na moją odmowę pyta, jaki jest tytuł książki, którą czytam.
- Apokalipsa.
- Kogo?
- Świętego Jana kurwa.
- Niee, no co ty, nie wierzę, że Biblię czytasz, wciskasz mi kit żebym sobie poszedł.
NO SHIT SHERLOCK.
Moje potwierdzenie (tak, wciskam ci kit, żebyś sobie poszedł) nie zostało zarejestrowane w zamroczonym umyśle Kazika, który przez całą drogę nagabywał mnie o numer telefonu. Na szczęście wysiadał w połowie drogi, dzięki czemu mogłam przez kolejne pół godziny spokojnie kontynuować podróż na ciemne zadupie Grudziądza.
3. Brudstok, wioska piwna. Grupa naćpanych młodych ludzi o aparycji dresów bardzo chce się z nami bawić, co okazuje tańcem godowym typu zgięcie w pół i machanie rękami w górze oraz smyraniem nas po plecach świecącymi pałeczkami, które rozdawali w wiosce Playa. Jakiekolwiek próby nawiązania rozmowy były podsumowywane tekstem "HYHYHY BAWIMY SIĘ TO JEZD MAGICZNA RÓŻDŻKA HAREGO POTERA".
Podryw na Darka ma się więc dobrze. A teraz wyobraźcie sobie podobnie zachowującą się dziewczynę, która po wyraźnej odmowie/zlaniu przez faceta lata za nim nadal z prośbą o numer. Natychmiast zostałaby zaklasyfikowana jako wariatka, stalkerka czy coś w tym guście. Natomiast facet to łowca. Nawet jeśli nie ma zęba na przedzie, jego hobby to zalewanie pały, a szczytem romantyzmu jest sms o treści "choć do łuszka". I właśnie takie przegrywy są najbardziej nachalne, pewnie licząc na to, że będą jak facet ze starego dowcipu, który wprost proponuje uprawianie seksu. Co prawda często dostaje w mordę, ale czasami uprawia seks.
Miejska legenda głosi, że kobiety z Newcastle idą do łóżka z facetem za torbę frytek, więc jeśli komuś nie przeszkadza nadwaga i nadmierne owłosienie, to można skorzystać, ale niee, przecież jeśli jesteś bezrobotnym paszczurem sępiącym fajki od ludzi w klubie/proszącym o dorzucenie się do piwa, to wszystkie względnie wyglądające, mające coś do powiedzenia laski mają ustawowy obowiązek, żeby z tobą rozmawiać. Jeśli nie, to znaczy, że są sztywne/są księżniczkami i lecą na kasę.
Najgorsze z tego wszystkiego są stare dziady, które bez żadnego poczucia przypału walą wątpliwe komplementy kobietom 20-30 lat młodszym, a jakakolwiek odpowiedź inna niż "hihihi" to obraza majestatu. Ale to w sumie osobny temat.
Żeby nie było - jestem otwarta na nowe znajomości, płacę za siebie, nie marzę o księciu z bajki (tylko o kosmicie w niebieskiej budce), ale żebym taką znajomość zawarła, facet nie może śmierdzieć, musi umieć sformułować poprawne gramatycznie zdanie i zażartować. Tylko tyle i aż tyle. W przeciwnym wypadku polecam wycieczkę do Newcastle.
Piękna notka poruszająca ważny problem społeczny. Takie sytuacje zdarzają się nagminnie. Dodam dwie od siebie:
OdpowiedzUsuń1. Siedzę z koleżanką przy piwie w knajpie. Podbija do nas napruty jak szpadel koleś i pyta, czy może się dosiąść. Słysząc NIE, doznaje obrazy majestatu i informuje, że znajdujemy się w miejscu publicznym, więc mamy ustawowy obowiązek rozmawiać z każdym, kto tego zechce, a on wcale nie musi pytać nas o zdanie. Stosujemy więc z koleżanką ignor, wracamy do naszej rozmowy i zlewamy gościa, który zaczyna wtrącać się w co drugie zdanie. Na wieść, że sobie tego nie życzymy, odpowiada, że on będzie się wtrącać, czy nam się to podoba, czy nie. Po kilku kolejnych minutach ignoru z naszej strony kolo wstaje i niby "przypadkiem" chwieje się, po czym upada/kładzie się na mnie :/
2. Siedzę z koleżankami w klubie, spijam piwo. Podchodzi do mnie trzech kolesi, jeden z nich pyta: Z którym z nas zatańczysz, bo nam wszystkim się podobasz? Słysząc moją odpowiedź: Z żadnym, doznają obrazy majestatu i pytają: A coś ty taka niemiła? Kot ci zdechł czy masz okres?
Odmowa nie jest akceptowalną odpowiedzią, w końcu jeśli mam czelność pokazywać się w miejscach publicznych, a w dodatku na swoje nieszczęście nie mieć na sobie worka po ziemniakach/burki, użyć szminki i tuszu do rzęs, oraz, o zgrozo, pić alkohol, mam obowiązek gadać/tańczyć/całować się i dawać obściskiwać każdemu samcowi alfa. W przeciwnym wypadku jestem niemiła/mam sztywny kij w dupie/jestem niedojebaną feminazistką/zimną suką/lesbą. Za to łowcy, którzy mnie nagabują, są prawdziwymi mężczyznami.