czwartek, 16 kwietnia 2015

Badania kosmosu od dupy strony, czyli "Powersat - satelita energetyczny"

Czytam właśnie "Powersat - satelita energetyczny", pierwszą część cyklu "Droga przez układ słoneczny" autorstwa Bena Bovy. Serdecznie polecam to gówno, jeśli chcecie poczytać o:

1. firmie zajmującej się lotami kosmicznymi, która posiada system ochrony informacji niejawnych na poziomie niewielkiej mleczarni/drukarni/wytwórni pasz rolnych

2. grubych Rosjanach w futrzanych czapkach, pijących wódke i wykrzykujących "zdrastwujtie", u których technologia zatrzymała się pięćdziesiąt lat temu oraz brodatych muzułmanach pragnących ponad wszystko zniszczyć USA w imię Allacha

3. olśniewająco pięknych kobietach, na widok których wszystkim staje, które ponadto w młodym wieku zajmują wysokie specjalistyczne stanowiska, umawiają się z każdym przychlastem, który wykaże odrobinę zainteresowania oraz wykazują skłonności biseksualne

4. dorosłym, szalenie inteligentnym facecie, który od dziesięciu lat płacze za utraconą miłością i bezgranicznie ufa każdemu, kto składa mu propozycje biznesowe

5. dorosłej, szalenie inteligentnej (i oczywiście seksownej) kobiecie, która od dziesięciu lat nie może podjąć decyzji w kwestii wyżej wymienionego gościa

6. czarnym charakterze, który porywa asystentkę głównego bohatera, organizując akcję z szampanem, wyjazdem do Francji i szafą luksusowych ciuchów, po czym wyjaśnia jej szczegółowo swój niecny plan

Większość pozytywnych bohaterów posiada instynkt samozachowawczy na poziomie wymarłych australijskich nielotów i nie powierzyłabym im nawet gwoździarki, nie mówiąc już o wahadłowcu czy broni. Mnóstwo czasu w pracy tracą na romanse, flirty i sceny zazdrości - można by uznać, że autor opisuje swoje seksualne fantazje, z tym że całość mocno trąci telenowelą brazylijską. Ponadto kandydat na prezydenta USA informuje swoją konkurentkę na oficjalnym spotkaniu, że "skopie jej ten śliczny tyłeczek". Aha.

Bardzo chciałam dać autorowi drugą szansę, ponieważ "Powersat" jest ponoć najsłabszą częścią cyklu "Droga przez Układ Słoneczny", a druga część - "Wschód Księżyca" - rozpoczęła się ciekawie enigmatyczną sceną, w której zagubiony i zdesperowany bohater błądzi po powierzchni Księżyca, mając do pokonania długą drogę do najbliższej bazy. Niestety autor wprowadził następnie retrospekcję, w której bohater przejmuje firmę, dymając żonę szefa, która jest bardzo podjarana, że robi to z czarnym facetem, następnie szef popełnia samobójstwo, a nasz
dzielny ruchacz trafia do zarządu.

Biorąc dodatkowo pod uwagę liczne przedstawione intrygi władz i korporacji (w których oczywiście też wszyscy są tłukami), mało mamy tutaj science, a dużo fiction. Bardzo to wszystko filmowe i bardzo amerykańskie, szkoda tylko, że tak dobry pomysł na serię został potraktowany od dupy strony, a autor przyjął jako target głupich Amerykanów na wózkach dla grubych ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...