Generalnie science-fiction mnie nie kręci. A jeżeli w czymś pojawia się optymistyczna wizja przyszłości albo kosmici przypominający ludzi, to wiem, że mogę to od razu rzucić w kąt. Żeby tego typu literatura mnie zainteresowała, musi opierać się na jakimś dziwnym pomyśle albo zawierać przesłanie/refleksję na poziomie wyższym niż "wszyscy umrzemy". Akurat "Ślepowidzenie" Wattsa spełniło te warunki. Warto podkreślić, że autor jest biologiem morskim i w posłowiu bardzo się kaja, że mimo researchu mógł napisać jakieś głupoty w kwestiach techniczno-fizyczno-astronomicznych. Nic nie szkodzi, ewolucja i neurologia są ciekawsze.
Książka o przeciętnej objętości (311 stron) ma w gruncie rzeczy szczątkową fabułę, przynajmniej jak na literaturę stricte rozrywkową. Ot, pierwszy kontakt z obcą cywilizacją. Wrażenie robi natomiast zagęszczenie dziwnych, choć całkiem realnych pomysłów, problemów filozoficznych i takich, hm, ciekawostek naukowych? Wiedzieliście np., że można być głęboko przekonanym o własnej ślepocie, a jednak widzieć? Albo na odwrót - być ślepym i przekonanym o tym, że widzi się doskonale? Albo myśleć o sobie jako o martwym? O zaburzeniach pamięci krótkotrwałej czy depersonalizacji nie wspomnę.
Inne przykłady? Wyprawą statku kosmicznego Tezeusz, posiadającego zresztą własną inteligencję, cechy żywego organizmu i mechanizmy naprawy oraz rozwoju, dowodzi wampir, niebędący broń Boże jakimś tam Edwardem ze Zmierzchu czy nawet hrabią Drakulą. Wampiry - zgodnie z zamysłem autora - wyewoluowały z ludzi i stały się drapieżnikami, polującymi właśnie na swoich "przodków". Ich morfologia opisana w książce jest przemyślana w każdym calu i tak spójna, że mimo pozornej głupoty samej koncepcji nie ma się do czego przypierdolić.
Poza tym ludzie przenoszą swoją pamięć i świadomość na taką jakby emeryturę do wirtualnej rzeczywistości, w której jest fajnie i przyjemnie, ciała składując w zbiorowych chłodniach. Pomysł znany chociażby z "Perfekcyjnej niedoskonałości" Dukaja, u Wattsa opisany jednak o wiele bardziej przystępnie.
Osobowość wieloraka, znana potocznie jako rozdwojenie jaźni, nie jest uważana za chorobę psychiczną. Wręcz przeciwnie, jest pożądana i wywoływana sztucznie, a próby leczenia uznawane za barbarzyństwo z poprzedniej epoki - tak jak dzisiaj lobotomia.
Wreszcie obca cywilizacja, co do której nie będę zdradzać szczegółów. Twór zarazem prymitywny i zdumiewająco złożony. Dziwaczny i niezrozumiały. Pytania o naturę świadomości, które nasuwają się przy okazji czytania, są nie tylko frapujące. Są takie... creepy. I wywracają do góry nogami standardowy sposób myślenia.
(obrazek ma średni związek z tematem, ale myślę, że obca cywilizacja może przybrać jeszcze bardziej niespodziewaną formę)
Na zachętę cytat:
Odkryłem całą drugą jaźń, zagrzebaną pod układem limbicznym, tyłomózgowiem, ba, nawet pod móżdżkiem. Mieszka w pniu mózgu i jest starsza niż kręgowce. Samowystarczalna, ma wzrok, słuch i dotyk, niezależny od wszystkich części dołożonych później w ramach ewolucyjnej refleksji. Nie myśli o niczym poza własnym przetrwaniem: nie ma czasu na planowanie czy abstrakcyjną analizę, oszczędza siły tylko na najbardziej podstawowe przetworzenie postrzeganych informacji.
I nawet kiedy nie może tego zrobić - bo uparta, nieustępliwa kora nowa odmawia spuszczenia ze smyczy - próbuje przekazać jej, co widzi.
Pogrzebałem głębiej i w mięchu mózgu odkryłem samego Boga, znalazłem szum, który wywołał u Bates ekstazę, a u Michelle konwulsje. Wytropiłem zespół Doriana Greya w mateczniku w płacie skroniowym. Usłyszałem głosy grzmiące w mózgach schizofreników. Znalazłem martwicze obszary, każące ludziom odrzucać własne kończyny, i wyobrażałem sobie, jakie musiało być wywołujące to samo pole magnetyczne, gdy Procesor chciał oderwać sobie nogę. A daleko, w na wpół zapomnianym siedlisku dwudziestowiecznych studiów - pod pozycją katalogową "Zespół Cotarda" - odkryłem Amandę Bates i innych jej podobnych, z mózgami wykręconymi w zaprzeczenie własnego istnienia.
- Kiedyś miałem serce - powiedział apatycznie pacjent w archiwum. - Teraz bije mi tam coś innego.
Inny nalegał, aby go pochować, bo już śmierdzi.
I wiele innych, katalog precyzyjnie wycelowanych zaburzeń (...). Somnambulizm. Agnozje. Jednostronna uwaga. Parada osobliwości, która każdy mózg doprowadziłaby do osłupienia własną kruchością: kobieta umierająca z pragnienia, mająca pod ręką wodę, nie dlatego, że nie widziała kranu, ale ponieważ go nie poznała. Człowiek, dla którego nie istniała lewa strona świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz