wtorek, 3 grudnia 2013

O przyjaźni polsko-mongolskiej i słabych reklamach

Moja babcia ma znajomą, a znajoma ma w bloku sąsiadów. Sąsiad pochodzi z Mongolii, ma żonę Polkę oraz syna. Mieszkają w Polsce już kupę lat i ostatnio odwiedził ich dziadek, w Mongolii pracujący jako chirurg. Jako że z wizą i dojazdem jest trochę kłopotu, został na parę miesięcy. Rodzina w pracy/szkole, nudziło mu się, to sporo czasu spędzał u sąsiadki. Jakieś było jej zdziwienie, kiedy pewnego dnia spytał, czy faktycznie zgodnie z polską tradycją dziewczyna odwiedzając chłopaka kładzie mu się do łóżka...
O co chodziło? Otóż nastoletni wówczas syn został przyłapany przez dziadka w jednoznacznych okolicznościach, w dodatku w czasie, gdy powinien być w szkole. Aby jakoś wybrnąć z sytuacji, wcisnął kit o nietypowej polskiej tradycji.

I wisienka na torcie. Pytam moją babcię:
- A po jakiemu twoja znajoma rozmawiała z tym facetem?
- No chyba po mongolsku...?

Już po raz kolejny odbył się plebiscyt Chamlet, w którym wybrane najgorsze polskie reklamy. Wśród nominowanych znalazły się dwa lokalne akcenty...


Lepsze strony Torunia.


Patrząc na to, mam dwa skojarzenia - albo dzieci robią się grube od jedzenia parówek od Gzelli, albo same parówki robi się z dzieci. Trochę jak w Krainie wódki Mo Yana.

Ale moim absolutnym faworytem jest ta reklama, niestety nienominowana:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...