wtorek, 8 października 2013

Komputer kuchenny - expectations vs reality

Czytałam kiedyś stare opowiadanie s-f, niestety nie mogę przypomnieć sobie tytułu. W każdym razie utkwiła mi w pamięci scena, w której w od dawna opuszczonym budynku mieszkalnym domowy komputer wyrzuca codziennie rano na blat porcję jajek na bekonie, kanapki i kawę. Oczywiście do teraz nie mamy takich bajerów w standardzie, szczytem był dla mnie pokazany w jakimś programie japoński minipiekarniczek robiący jednocześnie kawę, jajka i grzanki, które i tak trzeba w nim umieścić, bo sam sobie z lodówki nie weźmie. Bardzo praktyczny zresztą.
Ale w latach 60., kiedy o komputerach domowych nikt nie śnił, tak właśnie wyobrażano sobie ich przyszłość. Miały być niczym koło gospodyń wiejskich, które zgodnie z popularną rymowanką tańczy, śpiewa, recytuje, daje dupy i gotuje. Mimo nieco ograniczonych możliwości technicznych firma Honeywell postanowiła wypuścić na rynek pierwszy komputer kuchenny.


W gratisie mamy typową seksistowską reklamę :D Ów cud techniki służył wyłącznie do przechowywania przepisów. Ważył 45 kilo, zajmował zbyt wiele miejsca w standardowej kuchni, kosztował natomiast 10 600 dolarów - wówczas tyle, co cztery samochody. Na szczęście w cenę wliczony był dwutygodniowy kurs, który pozwalał na jakże wygodną obsługę urządzenia. Przykładowo aby uzyskać dostęp do przepisów na brokuły, należało wstukać kod 0001101000. Prawdopodobnie nie został nigdy sprzedany.

Więcej informacji w tym artykule :)

Co zdziałaliśmy w temacie współcześnie? W sumie sporo. Na przykład taki myk, że jak profesor wchodzi do gabinetu na nowym wydziale humanistycznym, to gabinet go rozpoznaje i dopasowuje ustawienia klimatyzacji. Nie wiem, czy akurat w tym konkretnym przypadku to prawda czy plota, ale tego typu rozwiązania stosuje się już powszechnie w projektach tzw. inteligentnych budynków - swoją drogą określenie równie durne jak mózg elektronowy czy coś w tym stylu. Natomiast w celu uzyskania w pełni funkcjonalnego kuchennego komputera można zaproponować np. takie oto praktyczne rozwiązanie:


Jedynym problemem w tym przypadku mogą być tłuste paluchy ;)

2 komentarze:

  1. To opowiadanie to
    Ray Bradbury, Nadejdą ciepłe deszcze.
    Świat po wybuchu bomby atomowej.

    Mamusia

    OdpowiedzUsuń
  2. "Kroniki marsjańskie" dobre, srogie i pouczające.

    Szczawko

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...