Uwielbiam sztukę współczesną, dawną w większości hejtuję (muszę ogarnąć sobie jakiś terminarz hejtu, bo się nie wyrabiam). Pospolity pogląd na sztukę współczesną głosi, że jest to biały kwadrat na białym tle (też nie lubię abstrakcji, ale u Malewicza chodziło o fakturę, do kurwy nędzy) bądź też genitalia na krzyżu (praca przeciętna, standardowo nagłośniona przez oszołomów, którzy nigdy nie widzieli fiuta, ale sam przekaz ciekawy). Jak również, że ŁO JEZU CO TO JEST MOJA CÓRKA LAT 7 MOGŁABY TO NARYSOWAĆ. Ale jakoś nie narysowała, głupia krowo.
No dobra, wyżyłam się. Kilkaset lat temu mogliśmy se namalować Maryjkę albo pejzaż, albo scenkę rodzajową, przy czym jeśli Maryjka miała inny atrybut niż zwykle, to już się nie nadawała do powieszenia w kościele. Jeśli gdzieś pojawiła się goła dupa poza kontekstem mitologicznym, brudny, brzydki i biedny człowiek bądź też grubo i topornie kładziona farba w żywych kolorach (vide impresjoniści), to był skandal i obraza majestatu. A teraz możesz ulepić figurkę z gówna, ze śniegu, albo nie wiem, z części komputerowych, i jak będzie dobra, to będzie ok. Nie mówiąc już o takich formach twórczości jak wideo czy instalacja. Większe możliwości, zero ograniczeń i siłą rzeczy w morzu prac banalnych i wtórnych znajdują się takie perełki, że szok. Poza tym współczesna sztuka jest zdecydowanie bliższa człowiekowi, bo de facto człowiek jest jedynym sensownym tematem. Wszystko odnosi się do człowieczeństwa, ponieważ kluczem do wszystkiego jest odbiorca. Jeśli w czymś odnajdziesz kawałek siebie i poruszy to w tobie cokolwiek, nie mając przy tym zastosowania praktycznego - jest to sztuka. Taka moja ułomna definicja.
Jestem wdzięczna cywilizacji planety Ziemia za polskiego busa i darmowe wejścia do galerii. I za GPS w telefonie.
Foteczki wykonał Spongebob.
Na wystawie o nieco przydługim, acz wiele mówiącym tytule "Kosmos wzywa. Nauka i sztuka w długich latach 60." można znaleźć nie tylko prace stricte artystyczne, lecz również stare urządzenia, komputery, fragmenty kronik filmowych, które w oderwaniu od współczesnego sobie kontekstu przybierają wymiar uniwersalny, ideowy.
W bloku wschodnim też powstawało przaśne science-fiction, głównie krótkie formy, bardzo interesujące ze współczesnego punktu widzenia. Filmy tego typu kręcił m.in. Zanussi, natomiast Penderecki zrobił sporo muzyki inspirowanej kosmosem, która rozbrzmiewa w większości sal wystawowych. No i jest również Janusz Majewski, jak zwykle nawiedzony.
Ilustracje polskich grafików do powieści s-f. Niesamowite.
Bajki robotów :)
A tu klasyg - malarstwo, mogłabym mieć to na ścianie.
Sztuczne formy biologiczne.
To ja, wielki generał Hermaszewski, mówię do ciebie z gwiazd.
Budownictwo kosmiczne. Architekci tworzący tego typu projekty mieli totalną fazę na kuliste konstrukcje. Najciekawszy z tego wszystkiego był projekt budynku...
...służącego tylko i wyłącznie deprywacji sensorycznej. Jak zostanę milionerką, to wybuduję coś takiego, będzie faza jak z "Odmiennych stanów świadomości".
Są i projekty scenografii do filmów.
Plus sporo abstrakcji w stylu op-art, zabawy ze światłem, dźwiękiem i fakturą. Sama organizacja wystawy z metalowymi rusztowaniami i starym sprzętem wideo robi niemałe wrażenie.
Death to videodrome, long live the new flesh!
Jak powiedział mój znajomy, kiedy mu spodnie pękły w kroku: zoba, jajo.
Wystawa retrofuturystyczna, hauntologiczna, z lekką nutą Krainy Grzybów, przenosi nas do innego świata, w którym mieszkamy w superjednostkach i wszystko działa na napęd atomowy. Do obczajenia w Zachęcie do końca września.
Czy mi się zdaje, czy kiedyś hejtowało się Bajki robotów, co, kucyku?
OdpowiedzUsuńCzy może dalej się hejtuje, a tylko obrazki są wporzo?
Marit