Po lekturze "Żelaznej Rady" z przykrością stwierdzam, że ostatni tom cyklu Chiny Mieville'a o Nowym Crobuzon został napisany na odpierdol. A szkoda, bo sam pomysł miał duży potencjał.
Wstawiam chujową okładkę, bo książka jest chujowa.
Krótki zarys fabuły: ekipa dysydentów ucieka z Nowego Crobuzon, ścigani przez milicję przemierzają koszmarne i skrajnie niebezpieczne obszary pustyń i bagien, poszukując na wpół mitycznej Żelaznej Rady. Równolegle prowadzona jest retrospekcja wyjaśniająca genezę Rady. Nowe Crobuzon buduje kolej żelazną przez cały kontynent, pociągiem roboczo-mieszkalnym wyrusza w drogę ekipa ludzi, przetworzonych i innych ras. Warunki pracy są kijowe, więc robotnicy strajkują, wielu z nich ginie, ale ostatecznie dzięki taumaturgii i golemom udaje im się wyprowadzić nadzorców i milicję w pole, burzą za sobą most i wyjeżdżają na odludzie, gdzie zakładają własną pociągową komunę. Po wielu latach w Nowym Crobuzon wybuchają zamieszki, niezadowoleni z władzy ludzie podtrzymują legendę o Żelaznej Radzie, która ma im pomóc.
Dlaczego książka jest kijowa?
1. Fabuła jest niespójna, chwilami (zwłaszcza pod koniec) posuwa się bardzo szybko, ale przez większość czasu wlecze się jak pociąg Żelaznej Rady przejeżdżający akurat przez Polskę, do tego dochodzi cała masa wątków z dupy, np. Spiral Jacobs i jego śmiertelnie groźny stwór z innego wymiaru.
2. Wtórność. Nie wiadomo, jakie jeszcze skrajnie groźne niebezpieczeństwo dorzucić, żeby bohaterowie mieli jeszcze bardziej przejebane? Ww. potwór z innego wymiaru sprawdza się idealnie, mniejsza z tym, że nikt go nie widział, nikt nie wie o co chodzi i nie wiadomo za bardzo, co takiego miałby zrobić.
3. Polityka, polityka i jeszcze raz polityka. Połowa scen z Nowego Crobuzon to opisy podziemnych działań opozycjonistów, bibuła i te sprawy. Plus strajki i inne chuje muje, nie mam nic przeciwko takim wątkom, o ile nie dominują w historii, po fantastyce spodziewam się jednak czegoś więcej, jakbym sobie chciała poczytać o niedoli robotników, to bym poczytała Zolę. Albo kurwa pozytywistów.
4. Gender. Główny bohater jest homoseksualistą. Fajnie by było, gdyby służyło to w jakiś sposób fabule, np. gdyby wyrzucili go za to z pracy i przez to zaczął walczyć z systemem. Ale nie, gdzie tam, on po prostu jest homo, a później okazuje się, że w sumie co drugi jest homo i w każdej grupce trzech brudnych wieśniaków zgarniętych po drodze z pola znajdzie się jakiś, który chce się z nim przespać.
To by było na tyle, oczywiście książka ma dobre momenty. Bardzo podobał mi się rozdział o badaniach etnograficznych rasy żyjącej na bagnach, której kulturę zniszczył następnie przemysł. Podobał mi się przejazd przez krainę Momentu, gdzie szczelina czasoprzestrzenna spowodowała niespodziewane i absurdalne zniszczenia, a powracający z niej ludzie doznają przypadkowych i szokujących mutacji. Niemniej jednak po lekturze stwierdzam, że potencjał serii o Nowym Crobuzon wyczerpał się całkowicie. A szkoda.
Omg, tak bardzo się zgadzam - ta książka wymęczyła mnie straszliwie. Na początku było nieźle, ale im dalej w las, tym gorzej i gorzej, meh...
OdpowiedzUsuńA tak lubiłam Mieville'a :<
Usuń