czwartek, 23 października 2014

Spiskowa teoria obsługi klienta - standardy

Kto wymyśla i egzekwuje standardy obsługi klienta w dużych firmach? Są dwie opcje:

1. Wyższe kierownictwo albo ludzie z dupy typu dziunia zatrudniona na stanowisku coacha, czyt. zawodowego manipulatora z pomysłami zaczerpniętymi z taniej pseudopsychologii. Generalnie - ludzie, którzy nigdy nie obsługiwali klienta w danej firmie bądź robili to dziesięć lat temu i myślą, że zrobienie przerwy po słowie "korzyść" przynosi wymierne korzyści finansowe (podobnie jak zwracanie się do klienta per "panie Marku").
2. Niższe kierownictwo, ludzie po awansie o mentalności korporacyjnych kurew, którzy sami orali się jak dzikie świnie, a teraz za sto złotych więcej orają innych.

Dwa słynne przykłady. Po pierwsze, Empik i zwracanie się po imieniu do klienta płacącego kartą. Szybko odeszli od tego, ale sam fakt, że jakiś geniusz z marketingu wpadł w ogóle na taki pomysł w pełni świadczy o ich oderwaniu od rzeczywistości. Po drugie, Stradivarius. Kojarzycie ten motyw, jak przed przymierzalnią podchodzi ziomek i mówi "no elo, jestem Seba, będę twoim personalnym doradcą zakupowym"? To jest jeszcze chuj, ale oni pytali o imię i pisali je na drzwiach kabiny. Zawsze przedstawiałam się jako Kunegunda czy coś w ten deseń. Byli zdeprymowani, ale twardo stosowali standardy, żeby dwudziestoletni kieras, który został kierasem po tym jak przeleciał koordynatorkę regionu, nie zabrał im premii.



No dobra, to nie jest śmieszne. To jest kurwa smutne. Ostatnio otworzyli nową biedrę na moim osiedlu, co prawda 50 metrów dalej jest następna, ale spoko. Wchodzę, a tam oblężenie, ludzie rzucili się na ziemniaki po 99 groszy i inne dobra luksusowe, kasjerki ledwo ogarniają bieżącą obsługę, widać, że są na ostatnich nogach. A przy kasie panel dotykowy z ceną itp., a obok wesoła, neutralna i smutna buźka. Żeby zaznaczyć swoje zadowolenie z obsługi. Osobiście dałabym w ryj temu, kto to wymyślił.

Sama na szczęście nie muszę recytować miliona formułek przy obsłudze (tzn. teoretycznie muszę, ale nikt mnie nie ora, jak tego nie robię). Aczkolwiek były pomysły będące dziełem czystego geniuszu, np. proponowanie nowej umowy w każdej rozmowie.
- U nas na wsi nie ma zasięgu, ciągle przerywa połączenia.
- Spoko, może weźmie pan jeszcze internet mobilny?

Teoretycznie niektóre standardy mają skracać dystans. W efekcie tworzą jednak maksymalnie sztuczną sytuację, w której kelner przy końcówce dwunastogodzinnej zmiany pyta umęczonym głosem, czy smakowało i że poleca deser, a zdeprymowany klient, że jo, ale jednocześnie zastanawia się, czy obsługujący mają obowiązek mówić tak do każdego bez względu na okoliczności. Zawsze tak mam, kiedy pani w banku proponuje mi kredyt i mam ochotę spytać, czy widziała moje zarobki.

A z drugiej strony - jest taka pani w żabce, która potrafi podczas szukania przeze mnie drobnych przyłożyć sobie zimne piwo do twarzy z uśmiechem i komentarzem "przepraszam, ale byłam u dentysty i nie wyrobię". Albo taka sytuacja: siedzę z koleżanką w pierogarni, siedzę nad ostatnim jebitnym pierogiem i stwierdzam, że chyba nie zdzierżę. Przechodząca kelnerka zaproponowała pudełko na wynos, podziękowałyśmy, po czym przy rachunku stwierdziła "o, widzę że pani jednak zdzierżyła". Zostawiłyśmy zacny napiwek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...