Praktycznie w każdej dyskusji dotyczącej wiary i jej braku pada argument o rzekomej hipokryzji ateistów, którzy obchodzą święta Bożego Narodzenia. A raczej bardzo stare zimowe święto, które w naszej epoce historycznej i kręgu kulturowym zostało podpięte pod chrześcijaństwo. Sianko umieszczone pod obrusem, kolędowanie, upominki dla dzieci - wszystkie te zwyczaje wywodzą się ze słowiańskiego zwyczaju Szczodrych Godów, święta przypadającego na dzień przesilenia. Jeśli zaś chodzi o talerz dla zbłąkanego wędrowca, był on pierwotnie przeznaczony dla duchów przodków, które miały nawiedzać domostwa w okresie Szczodrych Godów. Choinka przybyła do nas z Niemiec dopiero w XIX wieku, więc tym bardziej zabawne jest traktowanie jej jako rdzennej tradycji. Wcześniej pod sufitem wieszano ozdobioną gałąź drzewa iglastego zwaną podłaźniczką.
Abstrahując od religijnego wymiaru świąt, fakt, że dni zaczynają robić się dłuższe, a noce krótsze, sam w sobie jest powodem do świętowania. Jest o tyle potrzebne, że aktualnie nasz grajdołek znajduje się w czarnej dupie planety, słońce pojawia się na kilka godzin dziennie i trzeba rozjaśnić ten czas lampkami choinkowymi oraz wspólnym żarciem, bo inaczej cały kontynent popadłby w depresję.
Jakoś nie widzę zresztą, żeby osoby podające się za wierzące przeżywały religijny wymiar świąt - są mandarynki, jest Kevin i trochę wolnego. Nie wiem, jak miałoby wyglądać zarzucenie obchodzenia Wigilii przez ateistów - mam zadzwonić do babci i powiedzieć że sorry, że nie jem sernika w tym roku i będę siedzieć sama w domu, bo nie chcę być hipokrytką? A może babcia sama powinna dojść do wniosku, że sernika niet, bo nie chodzę do kościoła? Może mam powiedzieć w pracy, że absolutnie nie chcę wolnego i nie chcę odwiedzić dawno niewidzianej rodziny, bo to święto katolickie i honor mi nie pozwala?
Tak czy inaczej - wszystkiego najlepszego z okazji czegoś tam, przede wszystkim z powodu stopniowego powrotu słońca. Poniżej podłaźniczka.
Nie da się ukryć. Świętowaliśmy w tym roku, jak i w poprzednich latach, powrót i zwycięstwo Słońca nad zimowymi ciemnościami.
OdpowiedzUsuńXaй жывe Coнцa. Hoвaнaрoджaнae.
Marit
Mogę się tylko podpisać. Źródła Bożego Narodzenia niewiele mają wspólnego z religią, teraz - przez górę żarcia, Kevina, Mikołaja w saniach - tym bardziej chrześcijaństwa w tym nie widać. Kto chce przeżywać to w sposób religijny, ten przeżywa (a mam wrażenie że takich osób jest bardzo mało, nawet ci niby wierzący obchodzą święta bardzo pogańsko), kto woli cieszyć się spędzaniem czasu z rodziną, sprawić im przyjemność prezentami, też może. Nie czuję się hipokrytką siadając do Wigilii. Byłabym nią, owszem, gdybym o północy biegła na Pasterkę.
OdpowiedzUsuńJakoś nie czuję się w święta większą hipokrytką, niż Roman, który obrabia sąsiadowi odwłok, zazdrości mu nowego auta, a na pasterkę idzie nawalony jak szpadel. Bo przynajmniej nie udaję, że jestem wzorową chrześcijanką ;)
OdpowiedzUsuńŚwięty Mikołaj wkurza mnie coraz bardziej, a jak słyszę jeszcze jego słynne ho, ho ho.... to wręcz zgrzytam zębami. KQH
OdpowiedzUsuń